wtorek, 1 października 2024

trek dookoła Manaslu, dzień 6; Ghap 2140 mnpm - Lhi 3100 mnpm

Bijay budzi nas o 6.30, śniadanie - czarna kawa plus omlet z pomidorami i pół Tibetan bread dla mnie, dla Macieja pankejki z miodem - te śniadania to już mi w buzi rosną i przed ósmą już ruszamy w trasę. Jest piękny dzień. Świeci słońce i jest ciepło. Idziemy prawie ciągle w górę, na szczęście nie ma już błotnych i kamiennych osuwisk. Robimy deniwelację 900 metrów.

































































































Przychodzę do Lihi o 13.40, reszta 20 minut później. Nocujemy w ładnej lodgy, gdzie mamy malutki domek na dwa łóżka, nówka sztuka. Gospodyni tka na krosnach, a gospodarz buduje kolejny budynek. Bierzemy zimny prysznic i robimy sjestę.













Potem idziemy przejść się po wiosce, zaglądamy do buddyjskiej świątyni, podglądamy proste życie, dziecko bawiące się kurą jak lalką i wchodzimy ścieżką ponad wsią, by dotrzeć do buddyjskiego klasztoru.































Tu oglądamy nowo wybudowane budynki, bogato zdobione, kolorowe. Klasztor nie jest jeszcze czynny, ale budowany jest z rozmachem. Trochę niepokoi nas kwestia finansowa - kto za to płaci w tym biednym kraju? Pytam o to potem Bijaya, okazuje się, że sponsorują to rozmaite fundacje, np. jakaś fundacja Dalajlamy oraz wierni na całym świecie. Ciekawe....





































Wracamy do lodgy i zamawiamy kolację - fried veg momo i veg spring rolls. A ja mam ochotę na steka z jaka. W okolicy nie ma prądu, o internecie nie wspomnę, więc tuż po 20 idziemy spać.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz