poniedziałek, 28 października 2024

beach holiday in Goa, day 5

Rano, jak zawsze, powolna pobudka i powolne śniadanie. Chyba relaksuję się tu jak mama Michaliny, mojej byłej uczennicy, która na Goa zrelaksowała się najlepiej w życiu. Michalina powiedziała mi to wieki temu i chyba sobie to wzięłam do serca. Też się relaksuję. Potem to bym nawet poszła na masaż, ale mi się nie chce. Nie żeby było daleko, bo pewnie z 500 metrów, ale mam tu jakiegoś kosmicznego lenia. I jestem strasznie powolna. I wyluzowana. No dobra, to pójdę do tego wielkiego basenu poskakać na falach. I muszę przejść ze 30 metrów. Jest fajnie. Woda ciepła. Fale.
 












Na plażę przychodzą hycle i łapią psy. A potem dają im jakieś zastrzyki, prawdopodobnie szczepienia.















Ah, jednak pójdę na ten masaż. Biorę 1000 INR i idę. Noo, w cenniku jest 1200 INR za Indian Ayurverdic full body massage, ale mówię, że oferowali mi godzinę za 1000 INR i na to się zgadzają. Idę więc do pomieszczenia za kotarą i przygotowuję się do masażu. Przychodzi masażystka Shandya i przez godzinę robi mi dobrze. Najpierw na sucho ugniata i rozmasowuje mięśnie, a potem olejkiem masuje, masuje i masuje. Przyjemnie. Chyba chcę tu wrócić. Idę do hotelu. I ledwo zdążam przed deszczem, a raczej tropikalną ulewą. Na szczęście nie pada długo.











W międzyczasie zjadamy lunch - Bombay chicken z roti, 300 INR. Relaks na tarasie i później spacer w prawo i kąpiel w morzu.







A na kolację bierzemy seafood sizzler, 430 INR i piwo, 180 INR i najadamy się tak bardzo, że już nic nie będziemy domawiać. Za to bierzemy dwa koktajle - Tom Collins dla Macieja, 280 INR i pińa colada dla mnie, 300 INR.
 











Brak komentarzy:

Prześlij komentarz