Na śniadanie zamawiamy noodle soup i jest to bardzo dobry pomysł, gdyż zupa jest smaczna i sycąca.










Wyruszamy przed 9 i spotykamy Romana, polskiego Niemca spod Stuttgartu, którego poznaliśmy na wejściu, gdzieś przed Namrung. Wymieniamy telefony, robimy fotki.












W Manang wypijamy hot lemon, trochę odpoczywamy i idziemy dalej.






Przed 14 jesteśmy w Kharche, gdzie spotykamy naszych Słowaków, z którymi chwilę rozmawiamy. Odpoczywamy i zjadamy zupę pomidorową, a od Słowaka Jana dostajemy jedną spring roll, której nie mógł już zjeść. Tak więc najedzeni idziemy dalej. Ale żeby zejść trzeba najpierw wejść. Idziemy drogą w budowie, przez osuwiska, spowodowane ulewnymi deszczami dwa tygodnie temu.






















Śpimy dziś w Hotel the North Face & Restaurant, gdzie nie ma internetu, a prąd z generatora jest dopiero wieczorem. Mamy nowy pokój, który śmierdzi betonem - i ten smród będzie mi przeszkadzał podczas snu - z łazienką z zimną wodą i końskim kupami przed wejściem. Zamawiamy hot shower za 300 Rs/os., ale nie jest on gorący, tylko chłodny.





W jadalni spotkamy Hannah, Niemców, Włochów i parę z Singapuru. Na kolację bierzemy - dla odmiany - zupę czosnkową i steamed veg momo, przynoszą fried, więc interweniujemy i muszą zrobić nowe, zgodne z zamówieniem.


Brak komentarzy:
Prześlij komentarz