Po śniadaniu, podczas którego rozmawiamy z trekkerami z Katowic, jeden z nich ma biuro Namaste, klub podróżników i z Francuzami spod Paryża i z Chambery, oczywiście Maciej gada po francusku, a Polacy z zaciekawieniem się przysluchują i pewnie dziwią, ah ja też proste zdania wtrącam, bierzemy nasze plecaki i czekamy na transfer na lotnisko. Wielką torbę już zdeponowaliśmy w recepcji. Odbierzemy ją za 9 dni, jak wrócimy z Bhutanu.


O 9.45 pojawia się koleś z biura Rama i wręcza nam kopertę z pieniędzmi, które mamy przekazać naszemu bhutańskiemu przewodnikowi. Czarne pieniądze. Jest i kierowca, na lotnisko jedziemy 20 minut. Pierwsza kontrola dokumentów i skan bagaży przy wejściu do terminala. Nadajemy bagaże, mój plecak waży 9,6 kg, a Macieja 11,6 kg. Pani w okienku jakaś nieprzytomna, ale w końcu daje radę. Sprawdza, czy mamy wizę do Bhutanu. Potem kontrola paszportowa i pieczątka wyjazdowa z Nepalu, zdjęcie i sprawdzenie boarding passów plus pieczątka. Później security i znów pieczątka na bilecie. Lubią tu sprawdzać i lubią pieczątki. Po drodze gadamy z jakimś młodym Chińczykiem, który świetnie gada po angielsku. Na pewno nauczył go mój były uczeń, Dawid, który parę lat pracował w Chinach jako lektor.



No i idziemy na gate i czekamy. Boarding. Okazuje się, że nie dość, że nie mamy miejsc obok siebie, to jeszcze żadne z nas nie siedzi przy oknie. Na szczęście pani siedząca przy oknie robi mi kilka zdjęć. Mało tego, steward woła mnie, otwiera klapkę okienka i pokazuje, co uwiecznić na zdjęciu. Chwilę z nim rozmawiam o naszych rękach w Himalajach. Lecimy A319. Serwują jedzenie, ale lot trwa jedynie 40 minut, więc nawet nie zdążam zjeść wszystkiego.















Lądujemy i aaaaah jakie piękne lotnisko. Wszyscy robią zdjęcia. Szybka kolejka po wizę, odbieramy plecaki - no tak pięknej taśmy bagażowej w życiu nie widziałam, a na paru lotniskach już byłam.




















Wychodzimy przed terminal, gdzie na nas czeka przewodnik z karteczką - Aleksandra Maria i Maciej Aleksander, a kawałek dalej kierowca. Witają nas tradycyjnym, białymi szalami, które zakładają nam na szyję. Po drodze zachwycamy się tutejszym budownictwem z piękną snycerką, malowanymi detalami, drewnianymi wykuszami i oknami. Te domy są prześliczne! Każdy inny, a wszystkie utrzymane w podobnym stylu.







W drodze do hotelu zatrzymujemy się w Dagmar Restaurant na bufetowy lunch, zresztą bardzo dobry.



Hotel Tenzinling jest stylowy, a nasz pokój wielki i bardzo wygodny, z balkonem z widokiem na pobliskie wzgórza. Łazienka też jest duża, czysta i elegancka. Robimy szybki check-in i już jedziemy na zwiedzanie.












Zwiedzamy monastyr Rinpung Dzong z pięknymi krużgankami, ozdobami, malowidłami. Przewodnik, Thering Dorj opowiada o historii klasztoru, buddyźmie i dziejach Bhutanu. Ten dzong to buddyjski klasztor i jednocześnie forteca, obecnie mieści szkołę klasztorną i rządowe biura administracyjne. Rinpung Dzong, czyli 'twierdza na stosie klejnotów', został zbudowany w 1644 roku na rozkaz Zhabdrung Ngawang Namgyal. Jest jednym z najbardziej imponujących dzongów i najlepszym przykładem bhutańskiej architektury. Nachylony do wewnątrz mur tworzy masywną konstrukcję, która góruje nad miastem i jest widoczna jako wielki biały monolit z punktów widokowych w całej dolinie.
Zhabdrung Ngawang Namgyal zbudował go w 1646 roku. Zawsze był jedną z najsilniejszych i najważniejszych twierdz Bhutanu i przy wielu okazjach był używany do obrony doliny Paro przed najeźdźcami z Tybetu. Dzong przetrwał trzęsienie ziemi w 1897 roku i zapalił się raz w 1907 roku, a następnie został odbudowany w 1908 roku.





































Potem krótki spacer po mieście, zaglądamy do sklepów z pamiątkami i wracamy do hotelu.











Idziemy na kolację i jest ona pyszna, pełna nowych dla nas smaków i aromatów. Jemy zupę kalafiorową, kawałki ryby, makaron z warzywami, smażonego bakłażana w sosie sojowym, pikantne czarne grzyby i popijamy lokalnym piwem Druk. Na deser kokosowe ciasteczko. A później jeszcze Maciej zamawia miejscową whisky, a ja mojito.













I nasz itinerer:
Arrival in Paro (2,280m/7,480ft)
The flight to Paro is one of the most spectacular in entire Himalayas. Flying along the Himalayan range from Kathmandu, the journey offers fascinating views and an exciting descent into the Kingdom. Bhutan’s first gift, as you disembark from the aircraft will be cool, clean fresh mountain air. After immigration formalities and baggage collection, you will be met by our representative. Check in at hotel in Paro. On arrival in Paro, check into the hotel. After lunch, proceed to visit Ta Dzong – Altitude Around 2400m, originally built as Watchtower, which now houses National Museum. The extensive collection includes antique Thangkha paintings, textiles, weapons &armour, household objects and a rich assortment of natural and historic artifacts. Ta Dzong visit immediately followed by a short walk down the trail to visit Rinpung Dzong (ParoDzong) – altitude around 2300m, meaning (fortress of the heap of jewels), which has a long and fascinating history. Along the wooden galleries lining the inner courtyard are fine wall paintings illustrating Buddhist lore such as four friends, the old man of long life, the wheel of life, scenes from the life of Milarepa, Mount Sumeru and other cosmic Mandala.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz