Po śniadaniu łazimy po Thamelu, idziemy na Durbar Square, robimy zakupy.





















Chcemy wypić kawę ale Java jest dziś zamknięta. Zamknięte jest też Mitho i Organic Cafe. Oczywiście z powodu Dashian. Sprawdzamy Smoking Yak, polecone nam przez Bijaya, ale jaka to mają tylko w nazwie, steków z jaka nie ma.










Jestem już głodna, więc postanawiamy pójść na zupę pomidorową do Green Horizon Hotel, pamiętam z zeszłego roku, że była dobra. W hotelu witają nas jak starych znajomych, chyba nas pamiętają. I panuje tu taka familiarna atmosfera, którą lubię. Maciej stwierdza, że zamiast kawy woli piwo. Krakowskim targiem bierzemy więc dwie zupy i dwa piwa, po 550 Rs. I żadnej kawy.





I wracamy do naszego hotelu.






Wieczorem na kolację idziemy do Kungfu Noodles, baru prowadzonego przez Chińczyków, polecanego przez Jerzego, niestety, w zeszłym roku był cały czas zamknięty. Podają tu wielkie michy chińszczyzny za niewielkie pieniądze. Maciej zamawia Kungfu Noodles special za 380 Rs, a ja noodles with buff za 350 Rs. I do tego dwa piwa Ghorka po 500 Rs. W hotelu pakujemy nasze rzeczy, bo jutro ruszamy dalej w świat. Do królestwa Bhutanu.





Brak komentarzy:
Prześlij komentarz