Zaczynamy od Ahu Vinapu, dokąd nie zostaliśmy wpuszczeni przedwczoraj, gdyż nie mieliśmy przewodnika. Dziś mamy, to Jorge, z którym drugi dzień będziemy zwiedzać wyspę.

Potem Orongo, gdzie wdarliśmy się nielegalnie dwa dni temu. To kamienna wioska i kompleks ceremonialny, składający się z niskich, pokrytych darnią budynków bez okien o okrągłych ścianach i niskich drzwiach, rozmieszczonych na południowo-zachodnim krańcu dużej kaldery wulkanicznej zwanej Rano Kau. I cudowny widok na ocean.
W XVIII i XIX wieku Orongo było centrum kultu człowieka-ptaka, którego rytuałem definiującym był coroczny wyścig, aby przynieść pierwsze nieuszkodzone jajo manutara (rybitwy czarnoskrzydłej) z pobliskiej wysepki Motu Nui (to ta wysepka na morzu) do Orongo. Wyścig był bardzo niebezpieczny, a myśliwi często spadali ze ściany klifu lub ginęli w passzczy rekinów. Znajduje się tu wiele petroglifów, głównie tangata manu (ludzi-ptaków), które mogły zostać wyrzeźbione na cześć zwycięzców tego wyścigu.














I znowu wulkan Rano Kau, który teraz oglądamy z jeszcze innej, tym razem trzeciej strony.









Następnie Puna Pau Hiti Rau, gdzie była fabryka czapek dla Moai. To niewielki nieczynny kamieniołom na stożku wulkanicznym na obrzeżach Hanga Roa. Puna Pau mimo niepozornych rozmiarów należało do najważniejszych miejsc na wyspie, ponieważ było tu jedyne źródło scorii - czerwonej skały, z której mieszkańcy wyrabiali pukao zdobiące część posągów moai. Oprócz tego surowce z Puna Pau wykorzystywano w późniejszym czasie jako budulec dla tukuturi i w niektórych petroglifach.














I Ahu Akivi, gdzie na platformie stoi siedem posągów Moai. Jest to jedyne miejsce, gdzie stoją one twarzami zwróconymi ku morzu, jakby wypatrywały najeźdźców. Obchodzimy platformę dookoła i jedziemy dalej.













Jesteśmy w Ana Te Pahu, gdzie maszerujemy przez pole, na którym pasą się krowy i oglądamy dziury w ziemi i jaskinie. Do jednej z nich wchodzimy, przechodzimy 200 metrów i wychodzimy inną dziurą. Nie lubię jaskiń, mam w nich klaustrofobię, ale ta była fajna. i to magiczne światło.....
























Potem jedziemy do miejsca posągowego, które znajduje się koło nas i które już odwiedziliśmy i które dostępne jest bez przewodnika. I okazuje się, że to już koniec wycieczki. No kurcze, jest dopiero 15. Chcieliśmy jeszcze zwiedzić Cuevę de los Dos Ventanas, ale okazuje się, że Jorge nie ma tego w programie. Nooo szkoda.






















Wracamy więc do Keuhenua.


Później wychodzimy na spacer po miasteczku, oglądamy pamiątki i tekstylia, jednak wszystko jest raczej drogie.



Kolację zjadamy w Topa Ra'a Restobar, gdzie zamawiamy atun saltado, 18.000 CLP , carpaccio de pescado blanco, 17..000 CLP i yaikava o te kenua, 17.000 CLP. Do tego wino rose cabernet sauvinion, 25.000 CLP, szalejemy dzisiaj. Ale jedzonko jest pyszne.






Brak komentarzy:
Prześlij komentarz