czwartek, 15 lutego 2024

Confluencia - Puente del Inca - Mendoza

Dosyć wczesna pobudka, bo już przed siódmą, gdyż przed 8 musimy ruszać w drogę powrotną, by zdążyć na autobus z Puente del Inca.













































Chcemy iść skrótem, na szagę, ale mówią nam, że trzeba się wymeldować z parku, więc idziemy do biura. Tu okazuje się, że nie wolno kombinować, więc grzecznie idziemy na szosę i wzdłuż niej aż do Puente del Inca. Po drodze Maciej odbija i postanawia iść skrótem kolejowym. Idzie po torach, które są w fatalnym stanie, co pamiętam z naszego poprzedniego tu pobytu. No ale nie przemówisz.















Puente del Inca, będący prawdziwym cudem natury, zawdzięcza swą oryginalną formę bijącym w okolicy gorącym źródłom, a nazwę Inkom, którzy uczęszczali w to miejsce, aby skorzystać z leczniczych właściwości wód mineralnych. To nietypowa formacja geologiczna stanowiąca naturalny most nad Rio Las Cuevas, która od tego punktu przybiera nazwę Rio Mendoza. Ma 47 m długości, 28 m szerokości i maksymalną wysokość 27 m. Pod mostem, ze zbocza będącego brzegiem rzeki, wypływają wody termalne o temperaturze 34–38°C. Kąpiele w tych wodach zalecane są na schorzenia nerwowe, dolegliwości reumatyczne oraz ginekologiczne.















Autobusem wracamy do Mendozy.
















































Lubię Mendozę. Jest gorąco, więc idziemy na piwo do Azufre. Piwo ma być zimne, a nie jest. Ma być internet, a nie ma. Podobno jakaś wielka awaria w mieście. Biorę więc telefon od kelnera i jakoś to działa na jego osobistym internecie.














































Na kolację w Monkey jemy bife de chorizo, w dobrej promocji, a jakże, za 6900 ARS. Oczywiście stek jest tak wielki, że zjadamy go z Maciejem na pół.






















































Dziś znowu śpimy w Casa Roble, ale tym razem dostajemy pokój z dwoma piętrowymi łóżkami, gorszy niż poprzednio. I znowu wentylacja działa, jak chce, a pies wyje po nocy.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz