wtorek, 8 kwietnia 2025

Kazachstan - Uzbekistan - Tadżykistan

Budzik budzi mnie o 4.33, poranne pociągowe ablucje i na miejscu jesteśmy o 5.45, z półgodzinnym opóźnieniem. Pociąg pokonuje trasę 730 km w 11 godzin, czyli ze średnią prędkością 67km/h.



Idziemy do autobusu, który zawozi nas na granicę, jesteśmy tu o 7.40. Tu ruch przygraniczny - babuchy-cinkciarki, wymieniające walutę, a nawet jakaś znachorka z garnkiem tlących się ziół, która chyba chce na mnie urok rzucić.










Siku tutaj to wielkie wyzwanie dla nosa! Do tego platne! Chyba za te doznania.



Tuż po 8 ruszamy na granicę Kazachstan - Uzbekistan. Najpierw kontrola kazachska, tłum ludzi się kłębi, przepycha, skaner bagażu i stempelek w paszporcie, który jest potem dwukrotnie sprawdzany przez jakiś żołnierzy. Potem stempelek uzbecki i znów skan bagażu i kontrola stempelka.











O 8.45 jesteśmy w Uzbekistanie. Wsiadamy do autobusu i jedziemy w stronę Samarkandy. Tu zajeżdżamy na miejscowy bazar, Siyob Bozor  i mamy godzinę 15 minut czasu wolnego. Chodzimy więc po bazarze, oglądamy różne wyroby, robimy rozeznanie, bo jeszcze tu wrócimy za parę dni. 










Oglądamy pobliskie medresy i meczety, ale tylko powierzchownie, bo czasu nie ma.






























Kupujemy sok z granatów za 20.000 UZS, zawsze kupuję go gdy jest dostępny, ma taki mocny i głęboki, trochę cierpi smak. I piękny, burgundowy kolor. Są tu śliczne, uzbeckie chleby, z wzorkami, prawdziwe dziela sztuki. I dorodne, soczyste warzywa. I połcie krwistoczerwonego mięsa. I kolorowe i wyroby ceramiczne z koronkowym wzorkami. Fajnie tu.





































O 16 odjeżdżamy. Pilot Zbyszek nie będzie czekał.





Przed 18 przekraczamy granicę Uzbekistan - Tadżykistan. Podjeżdżają 3 busy i zabierają nas do hotelu Umariyon w Pandżakencie, dokąd jedziemy pół godziny.





Tu się kwaterujemy w hotelu Umariyon i o 19 mamy kolację w Restoran Dusti vis a vis. Serwują sałatkę z ogórków i pomidorow, zupę warzywną i kebabczetę z pieczonymi ziemniakami.











Po kolacji idziemy na poszukiwania tadżyckiej flagi. Zaglądam do różnych sklepów, nie ma. Jest sklep papierniczy, wchodzę do niego i pytam o flagę, sprzedawca wyciąga taką dużą, za dużą, mówię, że chcę małą, więc on daje mi małą. Pytam, ile kosztuje, a on mówi, że to prezent. Hah, miło, to druga flaga w prezencie.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz