Spokojnie trawimy śniadanko, a tu nagle poruszenie. Obsługa załatwia nam transport do autobusu do Erzurum. Pod hotel podjeżdża jakiś facet, pakujemy plecaki i siebie do auta i jedziemy na przystanek. Ten facet to kierowca naszego autobusu ;) Oczywiście przedtem mówili zupełnie coś innego, ale cóż, nasza wina, nie znamy tureckiego :p W każdym razie kupujemy bilety za 30 TL/os. i jedziemy do Erzurum.
Gorąco, zero klimatyzacji, słaby nawiew. Jestem wymęczona tą drogą... Po trzech godzinach docieramy na miejsce.
Musimy się dostać do hotelu Akgun, jednak trudno się dowiedzieć jak, bo nie znamy tureckiego :p A tu nikt nie mówi po angielsku :( Właściwie to już przestaję się dziwić, biorąc pod uwagę to, co mówił Eyup- nauczyciele angielskiego w Turcji boją się mówić po angielsku! Nie mówią! To skoro oni nie mówią, to jak mają mówić ich uczniowie?? Skutki widać na ulicy. Pytamy ludzi na przystankach, policję miejską, przechodniów i nic.
Na szczęście mamy mapę na Osmandzie, więc maszerujemy w stronę hotelu, który niestety jest dość daleko. Podjeżdżamy autobusem miejskim za 3,5 TL/os., drogo i w sumie niepotrzebnie. W końcu docieramy, ale jeszcze nie ma 14, więc nie możemy się zameldować. Za to dostajemy herbatę.
Za
pokój płacimy 140 TL za noc i zostajemy tu dwie. Odświeżamy się
i odpoczywamy trochę. W restauracji na dole zjadamy lahmacun po 3,5
TL i wypijamy ayran za 1,5 TL i mamy lunch za 7 zł dla 2 osób.

Zaglądamy na Rüstem Paşa Bazaar, który został zbudowany w połowie XVI w. przez wezyra Sulejmana Wspaniałego, Rüstem Paşa i zachował się w bardzo dobrym stanie. Służył on nie tylko jako hala targowa, ale jednocześnie był karawanserajem, czyli zajazdem dla podróżujących karawan. Budynek jest dwupiętrowy i do dzisiaj służy jako główne centrum handlowe miasta Ma on szczególną konstrukcję, w której pomieszczenia znajdują się za łukowatymi kolumnami.
Zwiedzamy Gurcukapi (Aliaga) Camii.
Oglądamy Lalapaşa Camii, który znajduje się na wielkim placu w samym centrum miasta. Powstał on w 1562 jako część kompleksu, z którego nic więcej się nie zachowało. Meczet cieszy oko dokładnością wykonania w klasycznym, osmańskim stylu. Budowlę ufundował zarządca miasta, Mustafa Lala Paşa. Jest to meczet na planie centralnym, składa się z jednej dużej sali modlitewnej oraz narożnych pomieszczeń. Sala poprzedzona jest przedsionkiem, którego arkady wspierają się na prostych kolumnach ze stalaktytowymi kapitelami. Przed meczetem nie ma dziedzińca, avalu. Minaret jest krótki i relatywnie gruby ze względu na miejscowe warunki, czyli częste trzęsienia ziemi.
Zwiedzamy muzeum historyczno-etnograficzne, wstęp 7 TL/os., fajne. Znajduje się ono w Yakutiye Medresesi, wybudowanej w 1310 za panowania mongolskiego władcy Olcatyu przez Gazen Han i jego żonę Bolugan Hatun. Ma ona kryty dziedziniec, dookoła którego znajdują się cele dla uczniów. Na szczególną uwagę zasługuje piękna dekoracja minaretu, wykonana z cegieł. Po drugim minarecie zachowała się tylko szeroka podstawa. Wystający poza główną elewację budynku portal jest mistrzowsko wykonany, a po obu jego stronach wyrzeźbiono palmę, czyli drzewo życia, a nad nią symbol władzy i opieki w postaci orła. W muzeum wystawiono eksponaty z czasów seldżuckich i osmańskich, takie jak wyroby rzemiosła artystycznego, biżuterię, ceramikę, hafty i ozdoby z czarnego bursztynu, wydobywanego w Oltu, niedaleko Erzurum.
Zaglądamy do informacji turystycznej, by dowiedzieć się o ciekawostkach w mieście, ale pan też nie mówi po angielsku.
Wieczorem zjadamy kolację w Mehmet Usta, cağ kebap z baraniny, przepyszny, do tego sałatka i ayran, a na deser ciasteczko orzechowe i herbatka. Płacimy 42 TL.
Ja też! Ja też! ;))
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz