wtorek, 9 lipca 2019

Van, wycieczka do Hoşap Kalesi i Çavuştepe

Nie znoszę, jak mnie ktoś naciąga! No wręcz nienawidzę! A taki właśnie naciągacz, z polecenia znajomego córki Bilala, pojawia się u nas w hotelu i usiłuje naciągnąć na bezczela. Przyjeżdża jako przedstawiciel agencji turystycznej, mówimy, co chcemy zobaczyć, a on zaczyna kalkulować. Liczy i liczy, w końcu mówi, że za benzynę mamy mu zapłacić 600 TL, a za obsługę (car, choffeur, guide) 800 TL, no chyba go kompletnie pogięło!!! Czy ja wyglądam na głupią??! Za 600 TL paliwa można pojechać do Stambułu i z powrotem, a 800 TL za 6-7 godzin pracy to też przegięcie! Absolutnie się nie zgadzamy, on do kogoś dzwoni, ja wychodzę, on jeszcze coś próbuje negocjować, w końcu mówi, że pojedzie za 300 TL, ale u mnie już stracił swoją szansę. Koniec. Idę ulicą, Maciej leci za mną i tylko jesteśmy wkurzeni, że straciliśmy tyle czasu. Miał być o 10, był przed 11. A mogliśmy wyjeżdżać już o 9, zaraz po śniadaniu. 
















A rano mieliśmy taki widok z okna, to rezultat pracy młota pneumatycznego i koparki do 3 w nocy!


Poszukujemy dolmuşa, by pojechać do zamku Hoşap Kalesi, ale nikt tu nie gada po angielsku, więc jak pytać o drogę?? W końcu jakiś dziadek przeprowadza nas kawał drogi do przystanku, wsiadamy i za 10 TL/os. jedziemy 60 km do zamku. Wchodzimy na górę, na drzwiach wisi kłódka, ale są otwarte. Zwiedzamy zamek, a właściwie ruiny średniowiecznej kurdyjskiej twierdzy wybudowanej przez kurdyjskiego przywódcę Mahmudi Suleymana w 1643,który jest częściowo odrestaurowany,  jednak nie ma dostępu do górnego zamku, szkoda.
A może skoczyć do Iranu?? :)
















Schodzimy i próbujemy zatrzymać dolmuşa jadącego w kierunku Van. Bezskutecznie. W końcu Maciej załatwia stopa i jedziemy. Ale oni też nie mówią po angielsku.






Wysiadamy przy Çavuştepe Kalesi i podchodzimy do ruin twierdzy. Jest tu też wycieczka z Korei Południowej. Widoki są przepiękne.


















































Schodzimy i znów łapiemy jakiś transport. W końcu zatrzymuje się van jakiegoś fotografa, który zawozi nas aż do centrum Van.
Tu idziemy do informacji turystycznej, ale nadal nie możemy się dogadać po angielsku :( w informacji turystycznej??
Po drodze zbiegowisko, bo na dachu jakiś potencjalny samobójca, negocjator z nim negocjuje, na dole straż pożarna, policja i ambulans i rozłożona poduszka powietrzna. Nie wiemy, jak to się kończy,  gdyż wracamy do hotelu, po drodze zaglądając do dużego marketu w nadziei, że będzie piwo... Nie ma. Kurcze! Kupujemy więc 1,35 kg chałwy za 29 TL. Na pocieszenie :p







Kolację jemy w ulicznym fast foodzie, w Şehr-Ivan Döner & Köfte, znowu wariacja na temat kebaba, ale już nawet nie wiem,  jak to się nazywa. Płacimy 17 TL.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz