Po śniadaniu zwijamy namioty i o 8 ruszamy w górę. Początkowo idziemy po trawiastym zboczu, które później przechodzi w piargi. Ali bardzo dobrze prowadzi, powoli, spokojnie, krok za krokiem. Idę tuż za nim, wpatrzona w jego umięśnione łydki :p Serducho początkowo mocno bije, potem puls się uspokaja i jest miarowy, rytmiczny. Po 1h 45 minutach osiągamy 3750 mnpm i robimy półgodzinną przerwę. I znów w górę, a za nami konie z całym ekwipunkiem.
Do Camp II na wysokości 4115 mnpm dochodzimy o 12.38, przygotowujemy biwak na gołoborzu i rozbijamy namiot na skraju zbocza. Ali mówi, że to bezpieczne.
Po podwieczorku odpoczywamy w namiotach. O 17 zjadamy obiadokolację i o 18 idziemy spać, przynajmniej teoretycznie, bo długo nie mogę zasnąć. Potem tylko drzemię. O północy pobudka i o 1 w nocy wychodzimy. Czeka nas atak szczytowy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz