Tego nie wiemy, gdy wczoraj planujemy pobudkę, ale teraz już wiemy. Do Van jedzie jeden autobus dziennie, o 9.30, jest 9.12, a my jeszcze jemy śniadanie. Nie ma mowy, żebyśmy zdążyli, nawet taksówką.
Spokojnie więc kończymy jeść. Coś się wymyśli.
Zabieramy nasze plecaki i
na ulicy zatrzymujemy miejski autobus nr 12, którym za 2 TL/os.
jedziemy na otogar. Czyli jednak jakieś autobusy jeżdżą na otogar
;p Jesteśmy tu o 9.55, 25 minut po odjeździe autobusu do Van. Nic
to, pojedziemy do Batman. Ale do Batman nie ma autobusu. No ej, co
jest??


Idziemy do kierownika terminala, a ten mówi, oczywiście po turecku, że mamy jechać do Midyat. No ok, to jedziemy tam, gdzie byliśmy przedwczoraj :p O 10.08 wyjeżdżamy i po godzinie jesteśmy na miejscu, bilet 15 TL/os. W busiku jest ciasno, wszystkie miejsca zajęte, a my siedzimy na dostawkach. Gorąco.
Po zaledwie 20 minutach mamy kolejny busik do Batman
za 18 TL/os, jesteśmy tam o 12.45. I wreszcie kupujemy bilety do
Van, 60 TL/os., autobusik jest za pół godziny, w międzyczasie
częstują nas çajem. Fajny zwyczaj. Ruszamy o 13.45, ale sam wyjazd
trwa pół godziny, bo po drodze zbierają jakiś kumpli, czekamy na
pasażerów, którzy wcale się nie spieszą. Irytujące.


Serwują kawę/herbatę, colę i nektar brzoskwiniowy, chyba żeby nas udobruchać :p
Jedziemy dalej, przez góry, trochę przysypiam, ludzie po drodze wysiadają, nikt nowy nie wsiada. W pewnym momencie busik się zatrzymuje, myślę, że ktoś wsiądzie, ale nie, to pomocnik kierowcy z rozmachem wyrzuca śmieci z siatki. Jestem oburzona!
Znów serwuje nam picie, ale nie dam się udobruchać. Świntuch jeden.
W końcu, po 5 godzinach dojeżdżamy do Van i mamy szczęście, że busik zatrzymuje się pod naszym hotelem, to Side Hotel za 120TL/noc, a zostajemy tu aż cztery.
I taki mamy widok z okna ;p
Wieczorem widok z okna jest już taki ;p
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz