czwartek, 10 kwietnia 2025

ruiny w Tadżykistanie, powrót do Uzbekistanu

Śniadanie o 7 i o 8 wyjazd do ruin Panjkent w Sogdiana, ale nie ma tu wiele do oglądania. Zwiedzamy malutkie muzeum archeologiczne i zaglądamy do domku, w którym mieszka jego strażniczka. I pięknie pachną bzy.
































Potem jedziemy do Sarazm, gdzie znajduje się prehistoryczne osada sprzed 4000 lat. Tu zwiedzamy ciekawe muzeum etnograficzne i drugie- archeologiczne.







Sarazm, czyli 'gdzie zaczyna się ląd', to stanowisko archeologiczne będące świadectwem rozwoju osadnictwa ludzkiego w Azji Środkowej od IV tysiąclecia p.n.e. do końca III tysiąclecia p.n.e. Ruiny świadczą o wczesnym rozwoju protourbanizacji w tym regionie. To centrum osadnicze, jedno z najstarszych w Azji Środkowej, położone jest pomiędzy górzystym regionem nadającym się do hodowli bydła przez koczowniczych pasterzy, a dużą doliną sprzyjającą rozwojowi rolnictwa i nawadniania przez pierwszą osiadłą w regionie ludność. Sarazm pokazuje także istnienie wymiany handlowej i kulturalnej oraz stosunków handlowych z narodami na rozległym obszarze geograficznym, rozciągającym się od stepów Azji Środkowej i Turkmenistanu, po płaskowyż irański, dolinę Indusu i aż po Ocean Indyjski.













































































I następnie prosto na granicę Tadżykistan - Uzbekistan, gdzie jesteśmy o 10.30. Tu stoi duża grupa miejscowych, podobno system się zaciął i nikogo nie puszczają. Na szczęście pogranicznicy zabierają nasze paszporty i stemplują je poza kolejnością. Ale i tak trochę musimy poczekać. O 11 idziemy w kierunku granicy z Uzbekistanem, mijając pas ziemi niczyjej z zasiekami i drutem kolczastym. Znowu pieczątka i czekamy na autobus, który spóźnia się 45 minut. Jazda do Samarkandy ma trwać 45 minut, a jedziemy godzinę.











Hotel El Emir znajduje się w dzielnicy cygańskiej i jest bardzo ładny, nieduży, z patio i drewnianą galerią. Pokój nasz jest wielki, z wielkim łóżkiem i elegancką łazienką. Czyściutki. Jednak nie zdążyli przygotować naszego pokoju, więc musimy poczekać; nie szkodzi.



















Za pół godziny ruszamy w miasto. Najpierw do rodzinnej fabryki dywanów jedwabnych i wełnianych, Samarkand Bukhara Silk Carpets, prowadzonej od lat przez afgańską rodzinę. Tu obserwujemy precyzyjną pracę tkaczek. Jest ciężka, gdyż kobiety siedzą cały dzień, 8 godzin w tej samej pozycji, wytężając wzrok, by właściwie odwzorować projekt dywanu na krosnach. I na pewno mają problem z kręgosłupem.








































Potem jedziemy na bazar, gdzie mamy krótki czas wolny. Kupujemy dwie filiżanki i dwa talerzyki i półmisek z malowanymi granatami za 470.000, targowanie było trudne, prawie nic nie utargowaliśmy. Oglądamy - z zewnątrz, bo nie ma czasu bardziej szczegółowo - Bibi-Khanym Mosque, dziś przy znacznie lepszym świetle, bo w pełnym słońcu, niż ostatnio, dwa dni temu.



















Następnie jedziemy do Amir Temur Mausoleum Gur-i Amir Сomplex, co w języku perskim oznacza Grobowiec Króla. To miejsce spoczynku wielkiego wodza mongolskiego Timura Chromego. Dzięki jego staraniom Samarkanda stanowiła czołowy ośrodek nauki i kultury w Azji, a znajdujące się w niej pałace, meczety, medresy czy mauzolea budzą zachwyt do dziś. Oprócz niego spoczywają tu też jego dwaj synowie, Shah Rukh and Miran Shah oraz dwaj wnukowie, Ulugh Beg and Muhammad Sultan. Budowla ta pierwotnie została zaprojektowana jako grobowiec Mehmeta Sułtana, ulubionego wnuka Tamerlana i następcy tronu, który zginął podczas kampanii wojskowej w wieku 27 lat, a jego budowa rozpoczęła się w 1403 roku. Miejsce to ma szczególne znaczenie dla Uzbekistanu. Jego jasnoniebieska kopuła ma 64 żebra odpowiadające liczbie lat życia proroka Mahometa.





























































Kolejne miejsce do zwiedzania to wytwórnia papieru czerpanego, Koni Ghil Meros, gdzie oglądamy proces jego produkcji. Polega on na odkorowaniu gałązek morwy, przez gotowanie łyka, zrobienie z nich pulpy, rozłożenie jej na sicie, prasowanie i formowanie już arkusza, suszenie i finalnie wygładzanie gotowego papieru. Ciekawe.





















Wieczorem w Gold Star Palace Hotel biesiada z uzbeckimi występami - śpiewami, graniem na instrumentach i tańcami, które przedstawiać mają ceremonię weselną. Kończy się to naszymi tańcami, bo przecież jesteśmy gośćmi weselnymi.







































A na koniec dnia światło i dźwięk. Spędzamy tu około 20 minut podziwiając kolorowy spektakl i wracamy pieszo do hotelu.
 




























Gdy wracamy, pokój jesst już przygotowany. I jest dywanik, jako obowiązkowe wyposażenie.





Pytam recepcjonistę, gdzie można kupić piwo, a on odstępuje mi swoje. Kolejny prezent. W hotelu z Marcinem, Maćkiem, Kaśką, Agnieszką i Andrzejem pijemy lokalne piwo, dostarczone przez recepcjoniste ze sklepu i gadamy.








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz