Po śniadaniu w Dilim Pastanesi, dziś jakoś mniejszym niż przedwczoraj idziemy na dolmuşa do Harran, 8 TL/os., dokąd zajeżdżamy po godzinie. Wysiadamy i od razu zagaduje nas jakiś naciągacz, że chętnie nas oprowadzi po ruinach i potem, jak nam się będzie podobało, to zapłacimy co łaska, a jak nie, to nie zapłacimy. Hmmmmm. Wsiadamy do auta i jedziemy do ruin. Młody człowiek, student opowiada nam historyczne zdarzenia.
Potem podjeżdżamy do dawnego domu mieszkalnego, zbudowanego z gliny i składającego się z 8 izb. Pomieszczenia zwieńczone są kopułą, a sposób budowy pozwala na utrzymanie przyjemnego chłodu latem i ciepła zimą.
Zza płotu oglądamy zamek, który jest w trakcie renowacji i jedziemy do parczku, w którym wg legendy przy studni Jakub poznał się z Rachel i zakochał od pierwszego wejrzenia. Gdy chciał ją pojąć za żonę, jej ojciec powiedział, że jak będzie pracował dla niego przez 7 lat, odda mu córkę za żonę. Ale nie powiedział którą. Minęło 7 lat, podczas których Jakub pracował w polu i zajmował się zwierzętami, a ojciec Rachel oddał mu najstarszą córkę. Jakub jej nie chciał i musiał pracować kolejne 7 lat i wówczas doczekał się ręki swojej ukochanej.
Kończymy zwiedzanie przy Aleppo Gate i wręczamy
sprytnemu studentowi 40 TL, a on się oburza i mówi, że to za mało.
Maciej dokłada jeszcze 10 TL, a koleś mówi, że wszyscy dają
100 TL. No chyba oszalał?!! Za 1h 20 minut pracy??! Jesteśmy mało
asertywni i Maciej dokłada jeszcze 20 TL. Jestem wkurzona! Bezczelny
młody człowiek! 'Należy się co łaska, wszyscy dają 500
złotych', pfffff Jestem zła, że się nie postawiłam,
jak z Tojo!
Patrzymy w stronę Syrii, granica jest niedaleko, 18
km stąd, widzimy nawet dym ostrzału artyleryjskiego.
Czekamy na busika, obserwując lokalne klimaty.
Wracamy do Urfa, w hotelu bierzemy prysznic i jedziemy na otogar, gdzie kupujemy bilety na autobus do Diyarbakir, 35 TL/os. Ma być za 20 minut, spóźnia się kilkanaście. Jest wygodny, ma tylko trzy rzędy szerokich siedzeń, wykorzystuję więc okazję i zasypiam. Śpię całą drogę, dwie godziny. Upał mnie wykończył, dziś były 42°!
Tureckie miasta nie mają przedmieść.... Gdy dojeżdża się do miasta, przekracza się drogę, a za nią znajdują się osiedla mieszkaniowe, w których żyją tysiące mieszkańców.
Gdy docieramy na miejsce, szukamy transportu publicznego do miasta. Dwoma dolmuşami, 2 x 2
TL/os. jedziemy do centrum, bez trudności znajdujemy nasz hotel
Akdag. Pokój jest przeciętny, łazienka niespecjalna, ale
postanawiamy zostać tu dwie noce.
Szkoda tylko, że nikt tu nie mówi po angielsku :p
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz