środa, 3 lipca 2019

Harran, Şanlıurfa- Diyarbakir

Po śniadaniu w Dilim Pastanesi, dziś jakoś mniejszym niż przedwczoraj idziemy na dolmuşa do Harran, 8 TL/os., dokąd zajeżdżamy po godzinie. Wysiadamy i od razu zagaduje nas jakiś naciągacz, że chętnie nas oprowadzi po ruinach i potem,  jak nam się będzie podobało, to zapłacimy co łaska,  a jak nie, to nie zapłacimy. Hmmmmm. Wsiadamy do auta i jedziemy do ruin. Młody człowiek, student opowiada nam historyczne zdarzenia. 
















Potem podjeżdżamy do dawnego domu mieszkalnego, zbudowanego z gliny i składającego się z 8 izb. Pomieszczenia zwieńczone są kopułą,  a sposób budowy pozwala na utrzymanie przyjemnego chłodu latem i ciepła zimą. 










































Zza płotu oglądamy zamek, który jest w trakcie renowacji i jedziemy do parczku, w którym wg legendy przy studni Jakub poznał się z Rachel i zakochał od pierwszego wejrzenia. Gdy chciał ją pojąć za żonę, jej ojciec powiedział, że jak będzie pracował dla niego przez 7 lat, odda mu córkę za żonę. Ale nie powiedział którą. Minęło 7 lat, podczas których Jakub pracował w polu i zajmował się zwierzętami, a ojciec Rachel oddał mu najstarszą córkę. Jakub jej nie chciał i musiał pracować kolejne 7 lat i wówczas doczekał się ręki swojej ukochanej.



Kończymy zwiedzanie przy Aleppo Gate i wręczamy sprytnemu studentowi 40 TL, a on się oburza i mówi, że to za mało. Maciej dokłada jeszcze 10 TL, a koleś mówi,  że wszyscy dają 100 TL. No chyba oszalał?!! Za 1h 20 minut pracy??! Jesteśmy mało asertywni i Maciej dokłada jeszcze 20 TL. Jestem wkurzona! Bezczelny młody człowiek! 'Należy się co łaska, wszyscy dają 500 złotych', pfffff Jestem zła,  że się nie postawiłam,  jak z Tojo!



Patrzymy w stronę Syrii, granica jest niedaleko, 18 km stąd, widzimy nawet dym ostrzału artyleryjskiego.


Czekamy na busika, obserwując lokalne klimaty. 

















































Wracamy do Urfa, w hotelu bierzemy prysznic i jedziemy na otogar, gdzie kupujemy bilety na autobus do Diyarbakir, 35 TL/os. Ma być za 20 minut, spóźnia się kilkanaście. Jest wygodny,  ma tylko trzy rzędy szerokich siedzeń,  wykorzystuję więc okazję i zasypiam. Śpię całą drogę,  dwie godziny. Upał mnie wykończył,  dziś były 42°!























Tureckie miasta nie mają przedmieść.... Gdy dojeżdża się do miasta, przekracza się drogę, a za nią znajdują się osiedla mieszkaniowe, w których żyją tysiące mieszkańców.
















Gdy docieramy na miejsce, szukamy transportu publicznego do miasta. Dwoma dolmuşami, 2 x 2 TL/os. jedziemy do centrum, bez trudności znajdujemy nasz hotel Akdag. Pokój jest przeciętny,  łazienka niespecjalna, ale postanawiamy zostać tu dwie noce. 
















Tureckie chleby, uwielbiam! ;)




Dzieci tu pracują, nawet takie małe... uliczny śmieciarz ;(

















Miasto jest uzbrojone, na ulicach widać pojazdy opancerzone i posterunki policji.


































Szkoda tylko, że nikt tu nie mówi po angielsku :p

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz