Śpimy do oporu, bo robimy sobie dzień lenia? No niezupełnie, bo po bogatym śniadaniu wybieramy się na lajcikowe zwiedzanie. Zaczynamy od Latifiye Camii, ładnego meczetu z pięknymi, bogato zdobionymi bramami wejściowymi.
Zwiedzamy Mardin Muzesi, ogromny, piękny budynek z żółtego piaskowca, w którym zgromadzono niewielką ekspozycję archeologiczną i etnograficzną, wstęp 6 TL/os. Prawie ją zdążamy obejrzeć, gdy zaczynają nas wywalać. Okazuje się, że zamykają muzeum na sjestę :p
Później idziemy do Kultur Evi, gdzie oglądamy wystawę artystyczną i do Ilçe Pasha Medrese, czyli dawnej szkoły koranicznej.




Gorąco, 38°, żar leje się z bezchmurnego nieba, a my idziemy do Seyv-i Mardin, Mardin Eye na gorącą herbatę z hibiskusa, plus soda, razem 14 TL, mała soda 200 ml za 4 TL to raczej przesada.
Jestem już głodna, więc zjadam sambuşek i popijam ayranem. A Maciej tylko pije ayran, płacimy 8,50 TL. Tu lepiej :)
Wracamy do hotelu i do końca dnia robimy sobie sjestę. Leżymy na tarasie na otomanie i pijemy Sprite'a.
Wieczorem idziemy na kolację do Delmar Cafe Restaurant. Pytamy, co jest do jedzenia, okazuje się, że niczego nie ma w ofercie, więc chcę wyjść, ale Maciej negocjuje jakieś jedzenie, to urfa kebab za 28 TL, bez rewelacji, do tego darmowa sałatka i chleb, ale za małe kubeczki ayrana płacimy po 5 TL, chyba przesadzili! ;(
Wniosek- nie chodzić do knajpy, gdzie nie ma gości. Ale to nie jest nowy wniosek?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz