Wczesna pobudka o 7, na ósmą planowane jest wyjście, ale wszystko się opóźnia i zaczynamy schodzić o 9. Niestety, wkrótce okazuje się, że Bożena nie da rady zejść o własnych siłach, więc Ali załatwia dla niej konia. Na nieszczęście, nigdy nie jeździła konno, ale chyba nie ma wyjścia. Schodzimy więc końską drogą, która jest bardziej kamienista, a przez to trudniejsza i mniej przyjemna niż ta, którą wchodziliśmy 5 dni temu.
Zejście zajmuje nam 2,5 godziny, na dole Ali częstuje nas arbuzem i jedziemy do hotelu. A tu znowu nie ma internetu!
Przemek udostępnia nam swój pokój, a raczej łazienkę. Bierzemy prysznic, aaaah jaka to przyjemność po tych pięciu dniach treku :) Żegnamy się z całą ekipą i jedziemy do miasta, gdzie w Roj zjadamy dużego kebaba i idziemy na busika do Igdir. Niestety, jest już pełen, ale namawiamy kierowcę, żeby jednak nas zabrał. Udaje się, wyjeżdżamy 20 minut wcześniej niż planowaliśmy. Po drodze kontrola dokumentów, naszych nie chcą. Zajeżdżamy do Igdir i kupujemy bilety do Kars. Ruszamy o 17, droga ma zabrać ok. 2 godziny.
Jednak po drodze znów kontrola dokumentów. Tym razem bardzo szczegółowo oglądają nasze paszporty; pewnie takie widzą pierwszy raz w życiu, gamonie jedne. Zwłaszcza mój z 'Bóg Honor Ojczyzna'.... pfffff.
Potem postój na herbatę, więc do Kars docieramy
o 20, w dodatku nie mamy hotelu, bo w Ertur Hotel nie
było przecież intenetu. No cóż, będziemy szukać na żywca.
No i znajdujemy, hotel Temel, na pierwszy rzut oka w miarę
przyzwoity, przy bliższym przyjrzeniu się stary, niezbyt czysty i
nadający się do kapitalnego remontu. I cena dość wysoka, 140 TL
za noc. No ale już nam się nie chce niczego innego szukać,
jesteśmy zmęczeni, w końcu dziś zeszliśmy z Araratu...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz