Wstajemy o 5.30, o 6 jemy śniadanie (jajecznica i tosty), o 6 mamy wychodzić, ale jak zwykle wyruszamy z poślizgiem, tuż przed 7.




A tak wygląda zaplecze sanitarno- kuchenne campamiento. Proste, żeby nie powiedzieć prymitywne, ale czyste.

Zwijamy nasze bagaże i ruszamy w drogę. Do przejścia są dziś 23 kilometry, z El Mirador do El Tintal. Pierwsze dziesięć robimy bardzo szybko, w dwie godziny i 10 minut, ja prowadzę. Potem-w miarę jak temperatura rośnie, tempo marszu spada... Zatrzymujemy się na krótki odpoczynek w strażnicy, potem po 14 kilometrach mamy lunch- grube naleśniki z niewielką ilością farszu mięsnego. Ostatnie kilometry są już straszne, jest bardzo gorąco i bolą nogi.




Do campamiento docieramy o 13.30, włazimy w hamaki i odpoczywamy. Klara przynosi nam arbuza. Do obozu nadchodzą jakieś duże ilości ludzi, a Deslyn mówi, że 13 kwietnia będzie grupa 30-osobowa. Noo Carmelita przegina. Wcale, a wcale nam się to nie podoba. Wtedy, w 2015 przez cały trek byliśmy jedyną grupą, a teraz ruch tu jak na Marszałkowskiej. Wisimy w tych hamakach i obserwujemy małpy hasające w drzewach. Poruszają się z taką gracją, skaczą pewnie z gałęzi na gałąź, urocze są.




Znów idziemy na piramidę El Henequen na zachód słońca, wskrabujemy się na górę, a tu pełno ludzi. Gadają, śmieją się, jeden nawet puszcza drona, no co za cyrk, no wkurzam się i mówię 'excuse me, can we enjoy together this magic moment in silence??' Chyba ich zaskoczyłam, bo się zamknęli.







Wracamy na kolację, a potem Maciej ma pomysł, żeby wspiąć się na piramidę, już bez przewodniczki, by pooglądać gwiazdy. Kajetan informuje Deslyn o naszym wyjściu, a tu okazuje się, że opuszczanie obozu jest zabronione ze względu na węże. O! W takiej sytuacji samowolne wyjście byłoby niewłaściwe, jednak po chwili dostajemy pozwolenie i Deslyn idzie z nami. Wrażenie jest niesamowite, ciemne niebo pokryte gwiazdami i księżyc w formie półksiężyca, ale położony poziomo. Wracamy do campamiento, po drodze napotykając wiele pająków i żadnego węża. Dowiadujemy się, że jak oczy pająka świecą w nocy na biało, to wszystko jest ok, natomiast jak na czerwono, to taki pająk jest jadowity. Jaguara też nie widzimy. I wreszcie się wysypiam, gdyż zamówiłam sobie osobny namiot, a nie jak poprzednie noce z Maciejem. No cóż, on nalegał, a ja źle spałam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz