Namioty są tu rozstawione na stałe, jest kuchnia polowa i jadalnia oraz prysznic i zlew do mycia rąk i zębów. Toaleta znajduje się w pewnym oddaleniu od obozowiska. Prosto, ale wszędzie czysto.



Dziś mamy do przejścia 23 kilometry. Pobudka, jak zwykle przed świtem, o 5.30, jemy śniadanie i o 6.50 wyruszamy. Jest przyjemnie, chłodno, ale wraz z upływem czasu temperatura rośnie i koło południa staje się nie do wytrzymania. Jest gorąco i duszno. Po drodze widzimy koati, dzięcioła carpintiero, falcona i tukana.





O 11 mamy lunch, torlille z kapustą, pomidorami i kurczakiem i papaję na deser, ruszamy o 12.








Idziemy 8 i pół godziny, łącznie z przerwami. Maciej robi ponad 36700 kroków, ja co najmniej o 10% więcej. Spotkamy 10-osobową ekipę, która wyruszała w środę i z którą nie chcieliśmy iść, bo było tam za dużo ludzi. Nie lubimy takich wielkich grup na treku. Jest susza. W lesie porozstawiane porozstawiane są pojemniki z wodą dla zwierząt. To mi się podoba. Po drodze zwiedzamy grupo La Muerte.



Ostatnie 20 minut jest już ciężko, nie mogę już doczekać się campamiento. Trochę odpoczywamy wisząc w hamakach i zajadamy się ananasem. Campamiento, w porównaniu do tego sprzed 7 lat jest bardzo rozbudowane, są tu trzy duże palapy, pod którymi stoją namioty, jedna wielka palapa, która służy jako kuchnia i jadalnia, duży budynek w budowie po drugiej stronie obozowiska plus sanitariaty. Jednoosobowe namioty rozstawione są na stałe. Jest mniej kameralnie niż wtedy, mniej nam się podoba. Na kolację dostajemy spaghetti z pomidorami, bierzemy prysznic z wiadra, czyli polewamy się wodą, podziwiamy gwiazdy lśniące na czarnym niebie i idziemy spać.



.jpg)
Pod wieczór idziemy na piramidę El Tigre na zachód słońca. Jest pięknie.














Brak komentarzy:
Prześlij komentarz