Na śniadanie buła z bananem czyli śniadanie Małysza i o 7.30 bierzemy chicken busa do Raxrhua, gdziekolwiek to jest, 40Q/os. W Gwatemali nie ma pandemii, chyba Morawiecki ją odwołał, bo wszyscy podróżują bez maseczek. W związku z tym my zakładamy. Dojeżdżamy do stacji benzynowej na cruzero w San Antonio, tu wysiadamy i będziemy łapać transport do Grutas de Candelaria. Mży. Miał być chicken bus, jest paka, 10Q/os. Lubię pakę ;)


Wysiadamy na zjeździe do jaskiń i co teraz? Odległość wynosi 1,6 km, z tymi plecakami, po błocie, w deszczu?? Na szczęście podjeżdża tuktuk i zawozi nas na dół, do jaskiń, 10Q/os. Droga jest wyboista, błotnista i stroma, boję się, że to pierdzitko się przewróci. A gdy tak pędzi w dół, zastanawiam się, czy ma dobre hamulce, ale hamuje silnikiem. Głupio by było zginąć w wypadku tuktuka. Na miejscu już czeka na nas przewodnik, wizyta półtoragodzinna w jaskiniach kosztuje 75Q/os., dosyć drogo. Ale idziemy. Jaskinie są ciekawe, przewodnik Brandon opowiada interesujące rzeczy, ale na koniec chce jeszcze 50Q (nie wiem, czy za osobę?) za oprowadzanie. No chyba przesadził, chyba już dosyć płacimy, więc udajemy, że nie wiemy, o co chodzi, a on nie naciska. Okazuje się, że te jaskinie obsługuje kooperatywa, czyli komuna mieszkańców. Mieszkają oni w pobliskiej wiosce, około 140 rodzin, 400 osób i pracują dla wspólnoty. Nikt im nie płaci za wykonaną pracę, a zarabiają na tych jaskiniach, prowadzeniu eko lodge i organizowaniu tubingu na pobliskiej rzece. Ciekawe.



















Wyjeżdżamy również za pomocą pierdzitka, 10Q/os. i jeszcze się z niego nie wypakowaliśmy, a już łapię busika, który jedzie bezpośrednio do Sepuc Champey, czyli odpadają nam przesiadki, 100Q/os. Busik jest turystyczny i wiezie samych turystów. A już z myślałam, że białego człowieka nikt tu nie widział, bo przyglądali nam się z dużą ciekawością. Do Sepuc przyjeżdżamy o 17, lekka dezorientacja, bo różni turyści zabierani są przez różne paki do różnych hoteli, a my przecież nie mamy żadnej rezerwacji. Trochę negocjujemy z tymi kierowcami, którzy proponują nam nocleg za 400-500Q, no przecież to jest bardzo drogo. I tak w ciemno? Bez zdjęć?

Dogadujemy się z kierowcą z hotelu Oasis, mamy pokój za 200Q i jedziemy parę minut na miejsce na pace. A tu jest pięknie! Drewniane domki na górce, restauracja pod palapą, basen, w dole płynie rzeka. Welcome to the paradise. I to jest też hasło do Internetu, który jest tu bardzo szybki, najlepszy do tej pory.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz