Rano przez godzinę chodzimy po miasteczku w poszukiwaniu śniadania. Wybór jest kiepski, prawie żaden. Generalnie nie ma knajp, comedory są zamknięte, w jednym są tylko empanadas z queso, dzięki, nie jadam empanadas.















W końcu wracamy do pierwszej restauracji, która sprawdzaliśmy, Maleconcito, gdzie zamawiamy huevos fritos, a dostajemy jajecznicę, znowu! Kucharz pyta, czy wymienić, no nie, taka nie jestem. Za dwa śniadania z sokiem z pomarańczy płacimy 240MXN.



Trochę przechadzamy się po promenadzie, a gdy nadchodzi pora wyjazdu zbieramy nasze rzeczy i idziemy na przystanek Noreste. Bilety do Tizimin kosztują 60MXN/os. Autobus odjeżdża punktualnie o 12.45 i jedzie trochę ponad godzinę. W Tizimin bez czekania przesiadamy się do busika ADO, który godzinę jedzie do Valladolid, 55MXN/os.


Idziemy do hostelu po nasze plecaki, przy okazji rozmawiam z Chińczykiem i pytam, jak długo mieszka w Meksyku. Mówi, że 19 lat i opowiada (po hiszpańsku), że miał w Chinach fabrykę produkującą ubrania, które wysyłał do Meksyku, więc miał tu znajomych. Teraz rozbudowuje hotel, a właściwie buduje nowy, na 16 pokojów z basenem na środku. Ta część, w której spaliśmy jest stara, tu może będą pomieszczenia gospodarcze i biuro. Serdecznie żegnamy się z Chińczykiem życząc mu powodzenia w budowie i idziemy na naszą nową miejscówkę, do Gayser Apartments. Strasznie tam daleko. Za to pokój pierwsza klasa, nowoczesny, czysty, bardzo ładny. Najlepszy do tej pory. Jest tu klima i wentylator. I wygodne łóżka.











Odpoczywamy trochę i idziemy do miasta na terminal kupić na jutro bilety. Bez znajomości hiszpańskiego pewnie byśmy się nie zorientowali, że ADO ma trzy przejazdy busikiem, gdzie bilety są tańsze o 100MXN od autobusu. I oczywiście takie kupujemy, 192MXN/os. Zaoszczędzone pieniądze przeznaczymy na obiad. Zjadamy go w Cocina La Yucateca, sopa de lima, 70MXN y poc chuc, 110MXN, do tego dwa litrowe soki z ananasa, po 38MXN, a na koniec Maciej pije kawę do samodzielnego montażu, czyli dostaje kubek z wrzątkiem, rozpuszczalną kawę w słoiku i cukier i ma ją sobie sam zrobić.




Siedzimy trochę w parku na Zocalo, obserwując przechodzących turystów i lokalnych mieszkańców. Tych turystów to trochę za dużo się tu zrobiło. Na wieczór kupujemy piwo i wracamy do hotelu.






Brak komentarzy:
Prześlij komentarz