Rano o 7 spotykamy się z Luisem, który przewozi nas na drugą stronę rzeki do swojego domu na śniadanie. I ruszamy jego aluminiową balią z silnikiem Rio Petexbatun w stronę Aquateca, gdzie znajduje się sitio archeologico. Płyniemy rzeką, która po jakimś czasie przechodzi w jezioro Petexbatun, później znów wpływamy w rzekę, tym razem całkiem wąską. Obserwujemy wielkie ilości ptactwa wodnego- czarne kormorany oraz trzy rodzaje czapli, garca blanca, morena i tigre oraz różne inne, nieznane nam ptaszki.








Po dwóch godzinach dopływamy do Aquateca i musimy się wspinać na dosyć wysokie wzgórze, gdzie znajduje się mirador z widokiem na dżunglę i rzekę. Dostajemy kije, by się podpierać przy chodzeniu, a Maciej się skarży, że nie może robić zdjęć, bo musi nosić kija. Wchodzimy do sitio, nie ma kasy, nie ma biletów i idziemy wzdłuż wysokiej skały Pared, potem przechodzimy przez cuevę, czyli wąwóz i tu nam się te kije przydają. Tu jest jak Indiana Jones, taka super dżungla. Oglądamy odrestaurowane ruiny pomieszczeń mieszkalnych, świątyń i pałaców, gorąco jest strasznie.


Tu godzinka odpoczynku, więc lecimy po zimne piwo i wodę, zjadamy lunch, bierzemy zimny prysznic i relaksujemy się troszkę. O 14 znów jesteśmy na przystani i płyniemy Rio Pasion na drugą wycieczkę, tym razem w przeciwną stronę do sitio archeologico El Ceibal. Przejazd trwa około godziny. I znów musimy wdrapać się na górę do sitia, 20 minut, ale tym razem jest kasa biletowa i płacimy za wstęp 60Q/os. I jesteśmy pierwszymi turystami dzisiaj, a przecież jest już popołudnie. Sitio w czasach swojej świetności było ogromne, mieszkało tu 10 tysięcy osób. Jednak dziś odsłonięte i odrestaurowane są tylko dwie budowle- niewielka świątynia i obserwatorium i kilkanaście steli, reszta pokryta jest ziemią i porośnięta dżunglą. A dżungla tu wspaniała, roślinność bujna, aż kipi zielenią. Są też komary, mnóstwo komarów, zjadliwych, repelent ledwo daje radę. Po dwóch godzinach zwiedzania i oglądania wracamy do łódki i ruszamy w drogę powrotną.












Wkrótce niebo zaciąga się chmurami i zaczyna błyskać i grzmieć w oddali. Może zdążymy, mam nadzieję. A jednak nie. Ostatni kwadrans zaczyna mocno padać, a przy tej prędkości krople uderzają w nas z siłą kul pistoletowych, aj, boli! Wieje silny wiatr, jest zimno. Do przystani dopływamy kompletnie przemoczeni, idziemy do hotelu wysuszyć się i przebrać.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz