środa, 13 października 2021

Jedziemy do Chorwacji, do pięknego Dubrownika

Od rana niespiesznie zwiedzamy jeszcze Kotor, te miejsca, do których wczoraj nie dotarliśmy i te, w których już byliśmy. Prześliczne to miasteczko. Spacerujemy tak przez godzinę, a potem jedziemy malowniczą drogą wzdłuż brzegu zatoki Kotorskiej.
 














































Pogoda jest wspaniała, może nie za ciepło, ale przyjemnie i słonecznie. Zatrzymujemy się w malutkim, uroczym Perast, widoki są zniewalające. Potem na chwilę Herceg Novi i jedziemy dalej.



























Jedziemy wzdłuż zatoki, podziwiając widoki. Ale rym ;)

















I już za chwilę jesteśmy na granicy. Urzędnik czarnogórski sprawdza nasze dokumenty i samochodu, natomiast na wjeździe do Chorwacji jest niedługa kolejka. Czekamy aż tu podchodzi do nas polski urzędnik celny i ucina sobie z nami pogaduchę. Jest tu na misji jako obserwator. Urzędniczka chorwacka sprawdza dokumenty nasze i auta oraz zaświadczenie o szczepieniu. Do Dubrownika prowadzi ładna trasa widokowa nad brzegiem morza.







Dojeżdżamy do Jele Rooms, gdzie dziś nocujemy. Pokój jest niewielki, ale ładny i czyściutki, łazienka też malutka, ale porządna. Ładne otoczenie i świetne miejsce na auto, parkujemy wreszcie bez problemów i bez nerwów.
 















Idziemy do starego Dubrownika, spacer zajmuje nam 30 minut. Stare Miasto jest prześliczne, pełne kościołów, zabytkowych domów, uroczych zaułków i stromych kamiennych schodów. I wszystko byłoby ok, gdyby nie ceny w knajpach! No chyba ich porąbało! Burger za 70 kun, pasta za 100 kun, kotlet za 140 kun, a mus czekoladowy za 50 kun. Oszaleli! Wyszło nam, że za obiad musielibyśmy zapłacić 280 zł. Po prostu jakaś masakra. Maciej chciał wejść na mury miejskie i je obejść, ale zrezygnował, jak zobaczył cenę 200 kun, czyli 120 zł! Najpierw jesteśmy w szoku, potem się wkurzamy, a na końcu to już tylko się śmiejemy.






































































(jasno)zielono nam...









































































Wychodzimy z tego starego, drogiego miasta, wracając będziemy szukać knajpy z przyzwoitymi cenami. Jednak i z tym krucho. Wreszcie niedaleko Jele Rooms znajdujemy bar La Luna, gdzie ceny są trochę jednak niższe niż w starym, turystycznym Dubrowniku. Bierzemy dwie pizze, Margaritę, 50 kun i Prosciuto, 53 kuny, piwa już nie pijemy, bo kosztuje 42 kuny, czyli jakby 25 zł! No masakra.





W piekarni kupujemy dwa burki z szynką i pancettą, wydawało mi się, że powinniśmy zapłacić koło 20 kun, a płacimy 27; najwyższy czas stąd uciekać. I już więcej nie wracać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz