poniedziałek, 4 października 2021

Kierunek Grecja, jedziemy do Salonik

Od rana Maciej biega po Borovcu i szuka pieczywa. Ale to chyba płonne nadzieje, by coś kupić, bo tu wszystko 'umarte' jest, jak mówi nasz najstarszy wnuk, Adrian. Wypijamy więc herbatę i wyjeżdżamy. Mamy nadzieję znaleźć jakąś piekarnię po drodze. Ale chyba jednak w Bułgarii ludzie nie jedzą chleba, bo piekarni brak. Na szczęście w Samokov, takiej dość dużej miejscowości koło Borovtsa napotykamy na duży sklep, gdzie udaje nam się kupić kilka bułek. Robię z nich po drodze kanapki.
Jedziemy do Rilski Monastir. To jedno z piękniejszych miejsc, jakie widziałam. I zawsze chciałam zobaczyć. To taki obrazek jeszcze z czasów komunizmu. Zajeżdżamy na miejsce, po nas przyjeżdża tylko jedno auto. Płacimy za parking 5 lewa i to wszystkie opłaty. Wstęp do klasztoru jest bezpłatny, co bardzo nas dziwi. Płatne jest tylko muzeum że świętymi księgami, jednak ono nas nie interesuje. Same zabudowania klasztorne są duże, rozbudowane, zadbane, a wnętrze kościoła naprawdę robi wrażenie. Wow! Jest przepiękne. Część malowideł jest odnowiona, cieszą oczy soczystością kolorów, część jest właśnie poddawana renowacji. Na zewnątrz ściany i sklepienia arkad ozdobione są malowidłami przedstawiającymi sceny historyczne, można tu zobaczyć upadek Konstantynopola, a także Apokalipę i sceny z piekła. Jest tu mnóstwo diabłów. Anioły też są. Klasztor robi wrażenie, jest fantatyczny.


































































































Jedziemy dalej drogą wijącą się między wzgórzami. Jest pięknie i słonecznie. Wyjeżdżamy na autostradę i tak już dojeżdżamy do granicy z Grecją, po drodze wydając resztę lewa na tankowanie i trzy ludowe ceramiczne talerze po 4 lewa. Na granicy tracimy pół godziny stojąc w kolejce. Bułgarski strażnik graniczny sprawdza mój dowód osobisty i Macieja paszport oraz dowód rejestracyjny auta, a grecki tylko nasze osobiste dokumenty. W Grecji za przejazd autostradami i drogami szybkiego ruchu uiszcza się opłatę na bramkach. Jest to dość uciążliwe, gdyż dzieje się co kilkanaście kilometrów. Łącznie płacimy 3€. W Salonikach nocleg mamy w Studios Arabas, niedaleko od centrum. Pokój jest ładny, z balkonem z widokiem na miasto i morze. Jest tu aneks kuchenny i niewielka łazienka. Czysto. I drogo, najdrożej do tej pory, 168 zł za noc.








Tu jest morze! Widok z łóżka całkiem, całkiem, natomiast z balkonu trochę ładny i trochę nieładny, zależy pod jakim kątem ustawi się aparat, hehe.













Wychodzimy na miasto, mamy plan zwiedzania: kościół Ekaterini, bazylika Agios Dimitrios, Forum Romanum, Achejropoietos kościół pw. Matki Bożej, Agia Sofia, White Tower, łuk Galeriusza, rotunda Agios Georgios. Wstępy - Biała wieża, po 3€, rotunda, po 4€, wstępy ze zniżką dla 65+, więc trochę oszukujemy, bo w końcu jestem polską seniorką 60+.










































































































Udaje nam się zobaczyć wszystko, co zaplanowane, pora więc na kolację. Jest już dosyć późno, więc nie bawimy się w wielkie szukanie. Chcemy tylko zjeść coś greckiego. W Kountourianos zamawiamy souvlaki z frytkami, 7,50€, gyros z frytkami, 7,50€ i dwa piwa Alfa, niestety w puszkach, 2,50€. Gdy idę do toalety do Macieja podchodzi jakiś Arab i go zagaduje, a drugi już łapie nasz plecak! Na szczęście, Maciej to zauważa, chwyta mocno plecak i krzyczy, że mają spadać! Ależ jest zdenerwowany i wkurzony jak wracam. Obiad jest smaczny, ale porcje tak duże, że część mojej zabieram na wynos. Będzie na jutrzejszy lunch.













Wracamy do Arabas, po drodze szukając bułek na śniadanie. Jednak w sklepach bieda z nędzą, jest tylko krojony chleb w workach albo bułki do hamburgerów. Upieram się, że tego nie będę jadła, nawet trochę się kłócimy, bo Maciej koniecznie chce coś kupić. Cokolwiek. Nie! Gdy już jesteśmy na miejscu siadamy na balkonie z piwkiem i nugatem, kupionym jeszcze w Bukareszcie.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz