Ale się wyspałam! Spałam 10 godzin.

Po śniadaniu ruszamy w góry, znowu pod wyciągiem i nartostradą. Potem udaje nam się znaleźć szlak, który prowadzi przez las i wzdłuż potoku. Robimy dwie przerwy przekąskowe, a cały trek znów zabiera nam ponad 4 godziny. Pogoda jest fantastyczna, jest ciepło, świeci słońce, a niebo jest błękitne.
















Wracamy do apartamentu i przy piwie odpoczywamy po treku, a przed obiadem.

W stacji narciarskiej są różne hotele, niektóre całkiem luksusowe, jednak my nie lubimy takich molochów, a nasza miejscówka jest super, elegancka. Obiad zjadamy tam, gdzie wczoraj, w steak house Venice. Dziś zamawiamy zupę fasolową, 4 lewa, płaską kiełbasę, 13 lewa, 1 kebapchetę, 3 lewa, 1 koftę, 3 lewa, porcję frytek, 5,50 lewa i dwa piwa Kamenitza po 3 lewa, razem 34,50 lewa. Mamy ochotę na to mięsko z rożna, ale cena jest nieakceptowalna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz