wtorek, 5 października 2021

Dion, pierwszy punkt Trójkąta Macedońskiego

Idziemy po bułki/chleb, cokolwiek, byle nie pokrojone i w worku. Niedaleko Arabas znajdujemy piekarnię i mamy chleb na śniadanie. Spokojnie zjadamy je na balkonie naszego pokoju ze wspaniałym widokiem na Saloniki.








Wyjeżdżamy stąd, okolica w sumie nieciekawa.








Po śniadaniu zwiedzanie. Zaczynamy od muzeum archeologicznego. Generalnie nie lubię, ale to jest ciekawe. Parkujemy auto na pobliskim parkingu podziemnym, 3€/godz., każda kolejna 1€. Nam wystarcza godzina. Przed wejściem sprawdzają nasze paszporty covidowe i dowody osobiste, wewnątrz temperaturę i każą zdezynfekować ręce, dopiero potem możemy przystąpić do kupowania biletów. Tym razem nie udaje się i muszę kupić normalny bilet za 8€, tylko Maciej jest senior 65+ i ma bilet za 4€. W muzeum oglądamy bogaty zbiór eksponatów, ciekawie pokazany. Irytuje mnie tylko fakt, że pracownicy muzeum ciągle za nami łażą.
















































Stamtąd jedziemy do Heptapyrgionu, twierdzy założonej przez Kasandra i położonej wysoko nad miastem. Niestety, jest zamknięta, bo to dziś wtorek. Obchodzimy ją dookoła, roztacza się stąd cudowny widok na miasto i morze.
 














Uwielbiam te sielskie klimaty, urocze knajpki w cieniu drzew.









Jedziemy wzdłuż miejskich murów obronnych i wyjeżdżamy z miasta, kierując się na Dion.













To macedońskie stanowisko archeologiczne, położone wśród drzew, po którym spacerują rozmaite kaczki. Wstęp kosztuje 3€. Ruiny, które możemy podziwiać obecnie pochodzą z okresu rzymskiego. To starożytne miasto i kompleks świątyń było w ówczesnej Macedonii jednym z dwóch wielkich ośrodków kultu. Początkowo czczono tu boginię Demeter, później organizowano w tym miejscu uroczystości ku czci Zeusa i Muz Olimpijskich. To tu spacerował i obmyślał strategię Aleksander Wielki przed swoją wyprawą do Persji w IV w. p.n.e. Również Filip II Macedoński składał ofiary w świątyni Zeusa za pomyślność swoich wypraw. Miasto funkcjonowało między V wiekiem p.n.e. a V wiekiem n.e. Zostało zniszczone przez szereg kataklizmów: najazdy wrogów, trzęsienie ziemi i powódź. Dopiero w XIXw. dokonano tu pierwszych odkryć archeologicznych.








































Zwiedzamy to miejsce przez prawie dwie godziny, a miało być pół i jestem już wściekle głodna. Gdzie mój lunch? Idziemy jeszcze do niewielkiego muzeum archeologicznego, mieszczącego się kawałek dalej we wsi.












I jedziemy do Paralia Katerinis, popularnej miejscowości nadmorskiej, gdzie mamy zarezerwowany nocleg w Villa Hariklia . Pokój z łazienką jest nieduży, ale ładny i czysty, są tu dwa łóżka i aneks kuchenny oraz niewielki balkon.







Zaczynamy od kawy.





Jednak jest już po sezonie, miejscowość jest kompletnie 'umarta', jak mówi Adrian. Na deptaku otwartych jest trochę, może połowa interesów, knajpek i sklepów z pamiątkami. Spacerujemy, oglądamy, sprawdzamy morze i stwierdzam, że woda jest ciepła. Ale wieje tak mocno, że nawet Maciej nie ma ochoty na kąpiel. Za to kupuje sobie grecką wazę, jako rekompensatę innej, zbitej latem przez Sebastiana, 12€.




































Obiad jemy w Golden Chicken, haha, ale nie kurczaka, tylko greckie specjały- na przystawkę tzatziki, 2€, lamb chops z frytkami, 9€ i doradę też z frytkami, 8€, do tego bierzemy po pół litra wina za 3€, Maciej białe do ryby, a ja czerwone do mięsa. Jest wspaniale, jedzenie smaczne i wino też, a na rozchodniaczka dostajemy po kieliszku ouzo. Fajnie.
 
















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz