Od rana ruszamy zwiedzać stare Plovdiv. Pamiętam w Polce takie urzędy pocztowe- poczta telegraf telefon. Ale to było miliony lat temu... a tu TELEGRAF! Co to jest telegraf??!


Zaczynamy od starożytnych ruin i meczetu. Potem oglądamy nieźle zachowany amfiteatr, wstęp 5 lewa/os. i żadnych zniżek dla emerytów. Spacerujemy brukowanymi, kamiennymi uliczkami, podziwiając urocze domy, często z wykuszami, podpartymi drewnianymi belkami. Wchodzimy na wzgórze, skąd widać panoramę miasta.

















Na koniec historycznego spaceru kupujemy sobie lody, ale już wiemy, jak zamawiać, trzeba powiedzieć, ile i czego ma być. I przecież można mieszać smaki. Biorę ciasteczkowe i mango, a Maciej pistacjowe (wiedziałam) i owoce leśne. I tak jest więcej niż po 100 g, płacimy 5,50.

Przez park idziemy do auta i ok. 12 wyjeżdżamy do Sofii, co zabiera nam ok. 2 godziny. Znajdujemy nasze studio w nowym bloku, uzyskiwanie kluczy to często jak escape room. Apartament jest niewielki, ale dosyć ładny. I będziemy spać w kuchni.



Zbieramy się i przed 16 wychodzimy. Na szczęście, w Sofii nie ma wiele do zwiedzania, a właściwie nie ma nic do zwiedzania, tylko kościółek św. Jerzego. Idziemy pieszo i po pół godzinie docieramy do centrum. Znajdują się tu monumentalne budowle rządowe, siedziba parlamentu, ministerstwa i pałac prezydencki, przed którym wartę pełni dwóch wartowników. Ani drgną. Szukamy kościółka i kręcimy się jak pies za ogonem, w końcu pytamy pięciu policjantów, ale oni też nie wiedzą. Okazuje się, że kościołek jest wewnątrz pałacu prezydenckiego, na dziedzińcu. Jest malutki, ale bardzo ładny i stary. Wewnątrz nie można robić zdjęć. Ale dlaczego? Koniec zwiedzania. Maciej nawet nie chce wejść do muzeum archeologicznego.





Pora poszukać obiadu. Idziemy wąskimi uliczkami aż docieramy do bulwaru Witosha. Ooo sporo tu knajp. Chodzimy od jednej do drugiej, ale nic nam nie pasuje. My chcemy zjeść po bułgarsku, lokalnie. Wreszcie w bocznej uliczce znajdujemy restaurację Divaka, gdzie zamawiamy klopsa z tatara z drugiej żółtym serem, piklami i bekonem, frytkami i domowym ajvarem, 8,99 lewa, 3 sztuki tradycyjnej kebapchety też z frytkami i ajvarem, 8,49 lewa, dwa piwa Zagorka retro po 2,99 lewa/pół litra i dwa cappuccino po 3,99 lewa. Jedzenie jest bardzo smaczne.







Do studio wracamy tramwajem, bilety po 1,6/os. kupujemy u tramwajarki. Pod domem Maciej mówi - zobaczę, czy nam nie założyli blokady. Podchodzimy do miejsca, gdzie zostawiliśmy auto, a auta nie ma!!! Gdzie jest nasze auto???!! Zdenerwowana jestem strasznie. Wywieźli nam je czy ukradli??! W środku mieliśmy wszystkie nasze rzeczy, sprzęt, buty, bo na nocleg zabieramy tylko to, co niezbędne. Paszporty? Uff, są w plecaku w studio, razem z certyfikatem szczepienia. Rany, co robić?? Dzwonię do właściciela studia, przedstawiam problem i proszę o pomoc. On podaje nam jakiś numer, na który mamy dzwonić, ale ten numer nie działa. Proszę więc, by zadzwonił na policję. Za chwilę oddzwania i mówi, że auto zostało odholowane i podaje nam adres, gdzie mamy jechać taksówką, by je odebrać. Jedziemy więc, 7 lewa, na szczęście nie jest daleko. W budce na parkingu siedzi cieć, któremu przedstawiam nasz problem i żądam oddania samochodu. On każe mi pokazać moje dokumenty i zapłacić 95 lewa. No myśleliśmy, że będzie więcej, ale to i tak jest skandal. Samochód był zaparkowany właściwie, w obrębie białych linii. A ten koleś mówi, że nie zapłaciliśmy za parking. No nie zapłaciliśmy, bo po pierwsze myśleliśmy, że parking od studia jest darmowy. Potem okazało się, że i owszem, ale nie w tym miejscu. A poza tym nawet gdybyśmy chcieli zapłacić, to tam nie ma parkometrów. Żadnych. A po trzecie za brak opłaty parkingowej jest mandat albo założenie klamry, a nie odholowanie auta. Auta się odholowuje, gdy źle parkuje. Widzieliśmy to także w Starej Zagórze, ale auto stało na bramie wjazdowej. I jeszcze wtedy mówiliśmy - i co? Facet przychodzi i nie ma auta i co robi? Jakąś kartkę mu zostawiają na miejscu auta? Ale chamówa. W naszym przypadku chamówa podwójna, bo tak nie traktuje się turystów, którzy mogą nie wiedzieć, nie znać systemu. Potem okazało się, że tam za parking płaci się aplikacją. Bułgarską! Albo wysyła SMS na 1303, z którym usiłowalismy się skontaktować i który nie działa. Chamówa i tyle. Wszędzie zawsze płaciliśmy za parking, nawet jak staliśmy 10 min., a tu taki numer. Przecież byśmy zapłacili te 4 lewa za 4 godziny parkowania, pfff. A miał być taki miły wieczór... I mieliśmy być z tego krótkiego zwiedzania i wczesnego obiadu wcześniej w studio.... Ehhhh...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz