U Kohoutka zjadamy świetne i duże śniadanie i wyjeżdżamy z Pardubic, po drodze robiąc małe zakupy w Pepco i Lidlu.


Jedziemy i autostradą i zwykłą szosą, a ruch jest spory. Wjeżdżamy do Polski i zwiedzamy zamek w Bolkowie, wstęp dla emerytów 6 zł/os. Fajne te ruiny, a widok z wieży o przekroju łzy nieziemski.

W Jeleniej Górze znów zakupy, tym razem w Auchan. I jedziemy do Zachełmia, do Hotelu Chojnik. Voucher na 3-dniowy pobyt tutaj dostałam na moje 60! urodziny od moich szkolnych koleżanek. Mamy wygodny apartament na drugim piętrze z salonem, dużą łazienką i wygodnym łóżkiem. W recepcji pytam o składowe tego prezentu, gdyż mamy swoje plany. Jutro chcemy iść w góry, a pojutrze zostawić na masaż, saunę i przejażdżkę bryczką po okolicznych polach i lasach. To ma być taki relaksujący dzień przed jazdą do Francji. I już nam pani narzuca termin masażu - tylko jutro i tylko w godzinach 8-8.30 lub 13-15. Decydujemy się więc na termin poranny, na czczo, przed śniadaniem. Pytam o bryczkę, a pani zaczyna się wykręcać, że bryczki nie ma i w zamian oferują nam termy. Nie chcę term, chcę bryczkę! W termach już parę razy byliśmy i większą atrakcją jest przejażdżka, tym bardziej, że jest w ofercie w moim prezencie.
Ustalamy, że romantyczna kolacja będzie o 19, a parę minut później recepcjonistka przychodzi do pokoju i mówi, że będzie o 18. A my chcemy wejść jeszcze na Chojnik. Wychodzimy o 16.30, na górę idzie się 45 minut, my idziemy 40. Szybkim krokiem idziemy przez piękny, jesienny las, a dookoła nas żółte liście. Na górze robimy kilka zdjęć, bo zamek jest już zamknięty i wracamy.










Do hotelu docieramy o 18, szybko się ogarniamy i idziemy na kolację. W jadalni sporo osób, z hałaśliwymi dziećmi. Już chcę łapać talerz i nakładać jedzenie, gdy podchodzi kelnerka i pyta, czy jesteśmy z pokoju E. Mówimy, że nie, że z pokoju Z. Idzie kogoś zapytać, wraca i prowadzi nas na górę, na antresolę, gdzie jest dla nas przygotowany stolik. Ciemno tu, ale to ma być nastrojowa kolacja przy świecach. Pani zapala je i znika. Po chwili przychodzi i pyta, jakie wino będziemy pić.??? Bo jest białe wytrawne i czerwone półwytrawne. No to zależy, od tego, co będziemy jeść. Pani mówi, że ziemniaki. Pytamy, co jeszcze, pani nie wie idzie zapytać. Wraca i informuje nas, że będą polędwiczki wieprzowe, grillowana cukinia, pieczone ziemniaki i mix sałat. No jak wieprzowina, to czerwone. Pani schodzi i przynosi dwa kieliszki wina. Trochę jesteśmy zdezorientowani, bo do kolacji miała być butelka wina. Po chwili kelnerka przynosi jedzenie i wtedy ją pytamy o tę butelkę. Mówi, że zapyta i teraz znika na dobre 10 minut. Chyba robią naradę na wysokim szczeblu i szukają butelki. Albo pojechali do Lidla. Wreszcie przynosi, ale w butelce jest połowa. Połowa butelki wina to nie są te dwa nieduże kieliszki, które nam przyniosła. Ktoś wypił nasze wino?!





Jedzenie jest smaczne, a na deser kelnerka przynosi dwie salaterki lodów z bitą śmietaną i kawałkami owoców i z ozdobą z waflowego rożka do lodów. Hmmmm. Ciekawe, kiedy będzie to fondue czekoladowe? Musimy jutro zapytać w recepcji, jak będziemy pytać o przejażdżkę.


Najedzeni, idziemy do pokoju, gdzie internet jest tak słaby, że muszę zejść na dół, by wysłać kilka maili. Pytam recepcjonistkę, co z tym internetem, a ona, że Orange jest słaby i że zakładają im światłowód.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz