czwartek, 19 października 2023

dziesiąty dzień treku pod Everest, Lobuche, 4940 mnpm - Pheriche, 4371 mnpm - Pangboche, 3985 mnpm

Zimno tu...
Śniadanie o 7.15 i dość mam już tych jajek na twardo i tłustych omletów. No ale wyjścia nie ma, trzeba to jeść, bo przecież nie będę żywić się owsianką. Za to po powrocie do domu jaja dostaną bana na miesiąc.
Dzień jest piękny, słoneczny, bez żadnej chmurki, jednak dosyć chłodny. Wyruszamy przed 8, mamy do przejścia 7 godzin. Maszerujemy żwawo, by się rozgrzać, a nad głowami latają nam helikoptery. Nie myślałam, że tylu jest bogatych ludzi, bo taki przelot z Gorak Shep do Pheriche kosztuje kilkaset dolarów, a do Katmandu aż 1000$!






















































W Dingboche jesteśmy tuż przed 11 i w Cafe Altitude Bakery & Restaurant wypijamy hot lemon, po 250 Rs i odpoczywamy trochę. I dalej w drogę, do Pangboche. Musimy zejść do rzeki, przejść przez mostek i później dosyć stromo w górę. Droga jest piaszczysto-kamienista, ale za to jakie widoki! Trochę wieje. I sporo jest ludzi na szlaku, turystów i szerpów. Przechodzimy przez niewielkie miejscowości, mijamy kamienne zabudowania.



















Na miejscu jesteśmy przed 14, już po sześciu godzinach. Nocujemy w View Point Lodge Pangboche. Nadal się nie myjemy. Na kolację tradycyjnie zjadamy momo.









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz