Ciężki dziś dzień. Ciężki, bo pierwszy dzień treku. I ciężki, bo straszliwie długi, idziemy w sumie 10 i pół godziny. Straszne! Około 5.30 budzą mnie jakieś Koreańczyki głośnym gadaniem. Wstajemy o 6, zjadamy śniadanie, po omlecie i roti i tuż po siódmej wyruszamy na trek. I od razu ostre podejście w górę w lesie deszczowym.


Dochodzimy do posterunku policji, gdzie musimy okazać nasze paszporty.


.jpeg)














Zatrzymujemy się na lunch w Surke, my jemy batoniki i kabanosy, reszta jakieś zupy i makarony.







Początkowo idzie mi się dobrze, tylko po tych sześciu godzinach jest już trudno. Nogi mnie tak bolą, że trudno to opisać. Idziemy po kamieniach i głazach, po śliskim błocie.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz