wtorek, 17 października 2023

ósmy dzień treku pod Everest, Lobuche, 4940 mnpm - Gorak Shep, 5164 mnpm i idziemy do Everest Base Camp, 5364 mnpm

Dzień wstaje mglisty i pochmurny. Pruszy drobny śnieżek. Ruszamy za 20 ósma, najpierw lekko pod górę, potem trochę bardziej ostro.
































I lodowiec Khumbu. Podobny do tego w Karakorum w Pakistanie, też taki szary, jednak zdecydowanie mniejszy. Otoczony jest przez Mount Everest od północy, Lhotse od wschodu i Nuptse od północy. W jego dolnej części znajduje się lodospad Ice Fall, bardzo trudny do przejścia. Z wysokością od 4900 metrów na końcu do 7600 metrów u źródła, jest to najwyższy lodowiec na świecie.





























Po 3 godzinach 15 minutach docieramy do Gorak Shep, gdzie dziś śpimy. To osada położona na obrzeżach zamarzniętego dna jeziora pokrytego piaskiem. Położona na wysokości 5164 metrów w pobliżu Mount Everest wioska ta pozostaje niezamieszkana przez większą część roku. Trochę odpoczywamy, wypijamy herbatkę, zjadam zupę czosnkową i wyruszamy do Everest Base Camp.



















Droga nie jest łatwa, kamienista i dosyć długa, idziemy dwie godziny i kwadrans. Pogoda troszkę się psuje, słońce znika, zaczyna wiać i robi się zimno. Robimy zdjęcia i wracamy, co zabiera kolejne dwie godziny. Pod koniec już źle mi się idzie, tak jakoś nie mam siły, ale jest z nami niezawodny Santa, który zabiera mój plecak.













































Flaga Polski musi być, a jakże.














Na kolację zamawiam spring rolls, 950 Rs, a Maciej veg soup z makaronem. O 20.30 idziemy spać. Znów bez mycia. Trzeci raz. No ale obiektywnie nie da się. I subiektywnie też nie.