sobota, 14 października 2023

piąty dzień treku pod Everest, Tengboche, 3867 mnpm - Dingboche, 4410 mnpm

Dziś moje święto, dzień nauczycielki i lektorki, a raczej dzień byłej nauczycielki i byłej lektorki. W pokoju w nocy jest 5°, bo te lodge są nieogrzewane. Śpimy w naszych wielkich puchowych śpiworach i jest nam ciepło. Pobudka o 6.30, o 7 śniadanie i 7.50 ruszamy na trasę. Idzie nam się dobrze, lekko w górę, pogoda jest słoneczna. Widoki są przepiękne, podziwiamy majestatyczne szczyty, pokryte śniegiem, strzeliste, strome.
 




Nasi Szerpowie: Prashant Tamang, Somte Tamang, Buddhi Bir Tamang, Kabir Man Tamang.




















Nie mogę się nadziwić, jak wielkie ciężary dźwigają na swoich głowach Nepalczycy. Tak, na głowach! Porterzy nie noszą ciężarów tak, jak my, na ramionach i biodrach. Oni wszelkie bagaże wiążą linami w zwarte pakiety lub umieszczają w obszernych koszach. Tak przygotowany zestaw opierają na plecach, główny ciężar zawieszając na głowie za pomocą szerokiej taśmy. W ten sposób porterzy przez kilka godzin dziennie dźwigają dziesiątki kilogramów. Podczas odpoczynku podpierają dźwigany pakunek za pomocą drewnianego kija, odciążając na chwilę kręgosłup. Dźwiganiem ciężarów zajmują się tutaj zarówno nastolatkowie, jak i staruszkowie, mężczyźni i kobiety.


















Potem droga robi się bardziej stroma, ale dzielnie maszerujemy.












W Sonam Friendship Lodge wypijamy hot lemon, 150 Rs i idziemy dalej. Znowu schodzimy na dół do rzeki i znowu musimy wspinać się w górę.









































O 11.30 zatrzymujemy się na lunch w Hilltop Lodge and Restaurant, gdzie zamawiamy zupę pomidorową i grzybową, po 400 Rs. Potem mamy jeszcze 2 godziny drogi do noclegu i faktycznie idziemy 2h 15 minut. Droga początkowo wiedzie płaskowyżem z wielkim głazami, a później trawersem w górę zbocza i tu dosyć wieje. Mam jednak kurtkę przeciwwiatrową i rękawiczki, więc jest dobrze.


























O 14.15 jesteśmy w lodgy i mamy pokój z widokiem na góry, szkoda, że zasłaniają je napływające z dołu cumulusy, delikatne jak wata cukrowa. Odpoczywamy, bierzemy ciepły prysznic i resztę popołudnia spędzamy w jadalni.   





Wieczorem zjadamy spaghetti z sosem pomidorowym i chicken curry, do którego dodają wielką porcję ryżu, którego nie zamawialiśmy, ciekawe, jak to będą rozliczać. I jedzenie nie jest smaczne, a drogie. O 20.20 idziemy spać. 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz