Dopiero o 9 idziemy na paradę de autobuses. Chickenbusem o numerze 42 za 35 centów/os. jedziemy około 40 min. do San Salvador. Smród spalin, hałas, warkot autobusów, upał, palące słońce. Tu, na rogu przesiadamy się na klimatyzowany autobus 103 za 35 centów/os. i jedziemy na Terminal del Sur. Kolejnym chickenbusem nr 495 za 2,5$/os. jedziemy jakieś półtorej godziny na Costa del Sol. Hmmmmmm... ale tu nic nie ma. Praktycznie, nie ma żadnych miejscowości. Hoteli też nie ma, no może są ze cztery, a hosteli w ogóle brak. Po drodze trochę comedorów i malutkich tiend i to wszystko. Informacji turystycznej też nie ma. A prosimy konduktora, by nas właśnie tam wysadził. I wysadza. W czarnej dupie. Pokazuje, że gdzieś tam mamy iść.
Skwar. Żar leje się z nieba, a my in the middle of nowhere. No dobra, to idziemy zapytać ochroniarza hotelu Bahia del Sol, przy którym jesteśmy. Mówi, że informacji turystycznej tu nie ma i mamy iść do recepcji. Tu dowiadujemy się, jakie mamy opcje. 59$ za pokój ze śniadaniem lub 79$/os. za todo incluido. Bierzemy tańszą wersję, oczywiście ;) Tym bardziej, że to i tak dosyć drogo, a musimy tu być 5 nocy, gdyż w sobotę mamy samolot do San Jose i nie planujemy już nic w El Salvador. No może jeszcze wulkan San Vincent, ale to zobaczymy.
Zanim się zdecydujemy, oglądamy pokój. A właściwie nie pokój, tylko apartament, bo oprócz dużej sypialni jest tam duża łazienka i salon z telewizorem. No no no, wypas! Czysto. Elegancko. Podoba nam się. Zostajemy tu! ;) ;)
Pod wieczór poszukiwania jedzenia. Znajdujemy comedor i zamawiamy pyszną
smażoną rybkę z surówką i domowymi frytkami za 5$/porcję! Oo! :) Obok w
sklepiku kupujemy litr zimnego piwa za 1,5$.
Do tego rum, który tu sobie przywieźliśmy z sokiem i kawałkami mango i mamy all inclusive ;p Za dodatkowe 15$, a nie 100$ (sto dolarów) proponowane przez hotel.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz