Po wczorajszym rozpoznaniu oferty rynku śniadaniowego, robimy je we własnym zakresie- podsmażamy cebulę i wielkiego pomidora, na to wbijamy 6 jajek i mamy pyszną jajecznicę. Do tego bagietka i czarna herbata i mamy śniadanie za mniej niż pół ceny w knajpie.
Opuszczamy ten dziwaczny hotel i idziemy na przystanek, skąd o 8.30 za 1920 CRC/os. jedziemy do Limon. Nazwa ładna i to wszystko :p Jesteśmy tu ok. 10 i musimy zmienić terminal. Oczywiście, nikt nic nie wie. Na drugim dworcu kasa biletowa zamknięta, a kolejka wije się jak anakonda na Llanos. My jesteśmy pierwsi przy okienku. Bilet kosztuje 1220 CRC/os., ale jeszcze nie jedziemy do Turrialba, tylko do Siquirres, a tam znowu przesiadka. I musimy czekać godzinę na autobus. Chyba będziemy dziś podróżować cały dzień :(
Pierwsze wrażenie, a właściwie już drugie, bo to nasz drugi dzień w Costa Rica. Lekkie rozczarowanie. Ludzie jacyś mniej kumaci i mniej serdeczni, autobusy zdezelowane, hotel fatalny, jedzenie drogie. I pogoda, zero słońca, zachmurzenie, ciągle pada.
W Panamie przejazdy były sprawne, ani razu nie czekaliśmy, wręcz nas prowadzili
z jednego środka transportu do drugiego. A tu jakoś dziwnie.
Do Turrialba jedziemy przez góry porośnięte bujną roślinnością, widoki są
wspaniałe. Pasażerowie ciągle wsiadają i wysiadają, trochę to irytujące.
Zajeżdżamy po 14 i idziemy szukać hotelu. Tym razem nic nie rezerwowaliśmy na Bookingu, bo ceny wydawały nam się dosyć wysokie, więc stwierdziliśmy, że poszukamy czegoś w
realu, pewnie będzie taniej. A finał jest taki, że w hotelu Herza bierzemy pokój, który był w internecie, cena
18.000 CRC, czyli 34$ bez śniadania, ale z internetem, ciepłą wodą i
dużym oknem. Drogo.
W supermarkecie kupujemy bagietkę i kiełbasę na jutrzejsze śniadanie, a w warzywniaku dużą papaję i pomidora.
W Delicias Maná zjadamy obiad, filet z ryby i carne de res con cebolla, czyli wołowinę z cebulą z ryżem, sałatką i różnymi dodatkami i wypijamy dwa picia i płacimy 5.900 CRC, tanioszka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz