środa, 11 lipca 2018

Santa Ana, Chalchuapa, Tazumal i nocleg w hotelu na godziny

Szybko wychodzimy z tego hostelu i łapiemy autobus na terminal, bilet 20 centów/os., a stąd następny do Santa Ana. Wszędzie uzbrojeni w długą broń strażnicy i ochroniarze, przed bankami, hotelami, innymi budynkami publicznymi. A w busach kierowca obok wstecznego lusterka ma telewizorek, żeby mu chyba nudno nie było ;p



































Tu idziemy do hotelu Santa Marta, który wczoraj zarezerwowaliśmy na bookingu. 
















Gdy już w końcu go znajdujemy cieć hotelowy mówi, że nie ma dla nas tego pokoju, bo ktoś inny już go zarezerwował i to na trzy tygodnie. Mówimy, że to niemożliwe, bo mamy potwierdzenie. I tak się z nim wykłócamy, aż w końcu proponuje nam inny. I mówi, że mamy zapłacić 30$, my mówimy,  że nie,  bo cena na bookingu była 20$ (plus dodatkowe opłaty jakieś 4$, ale o tym nie wspominamy). I po tej całej dyskusji okazuje się, że facet chce 30$ za dwie noce :p Noo super! Pokój jest porządny, prawie elegancki, łazienka ładna,  ale chyba ten cały hotel to jest burdel... Na łóżku jest gumowa podkładka, a na ścianie wielkie lustro. I koleś coś wspominał o hałasach :p Zobaczymy,  jak będzie w nocy...
Haha, w burdelu już raz spaliśmy, w Caracas w Wenezueli ;)






















No dobra, pora ruszyć na zwiedzanie. Idziemy na Plaza Central, gdzie w Informacion Turistica zasięgamy informacji, co tu oglądać w El Salvador, bo nie mamy przewodnika ;p










Bierzemy jeden autobus za 20 centów, by podjechać na terminal i kolejny za 30 centów/os. do Chalchuapa. Tu znajduje się Tazumal, najważniejsze sitio archeologico Maya w Salwadorze. Wstęp kosztuje 3$, ale my jesteśmy dziś jubilados 60+ i nie płacimy nic :) Sitio jest niewielkie z piramidą, na którą nie można wchodzić i małym muzeum. Znajdują się tu ruiny majowskie, z ceremonialną architekturą, kilkoma grobowcami, pomniejszymi piramidami, pałacami, skomplikowanym systemem odprowadzania wody i wydobytymi przedmiotami rytualnymi. Artefakty tu znalezione potwierdzają starożytny i aktywny handel między Tazumal, a miejscami tak odległymi jak Meksyk czy Panama. Miejsce przeżywało swoją świetność w okresie klasycznym, AD 250-900 i zostało opuszczone ok. AD 1200.











Po wizycie na pobliskich straganach robimy deale i kupujemy pamiątki dla nas, najbliższych i moich koleżanek. Wracamy znowu chicken busem, czyli takim typowym, amerykańskim autobusem, bilet 30 centów/os.
Autobusów jest tu mnóstwo, jeżdżą we wszystkie strony. Zajeżdżone są do granic wytrzymałości, rzężą i warczą, a skrzynie biegów trzeszczą przy każdej zmianie. Pomocnik kierowcy, a zarazem konduktor krzyczy, nawołuje i gwiżdże, kiedy autobus ma się zatrzymać. 
Obiad zjadamy w China Wok za 9$ porcja ryżu i kurczaka z warzywami na dwoje. Niestety, im bliżej Gwatemali, tym jedzenie staje się ohydniejsze :( Tamales, tortillas i frijoles, odrzuca mnie! Lokalna kuchnia jest nie do jedzenia, zresztą nie ma tu restauracji z w miarę jadalnym jedzeniem. Co dziwne, comedorów też nie ma. I supermarketów,  znajdujemy tylko dwa.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz