Z terminala idziemy na przystanek Transmilenio, jedziemy do Las Aguas, a stąd na Calle 3, gdzie jest sporo hostali. Wszystko mamy obcykane od poprzedniego pobytu 5 tygodni temu. Co ciekawe, są tu ulice z kawiarniami, ulice z fryzjerami, ulice z hostelami, tylko trzeba dobrze trafić, jak się czegoś konkretnego szuka. Zaglądamy do kilku hosteli- jeden za drogi, drugi ma tylko dormitoria, w trzecim pokój to nora, w końcu znajdujemy w miarę przyzwoity pokój ze śniadaniem w Aventureros za 65000 COP. Ponieważ jutro wychodzimy już o 5 rano, a śniadanie jest od 8, zjadamy je awansem już dziś :)
Potem idziemy do Museo Archeologico, po drodze przechodząc przez Parque Bicentario, gdzie przypadkiem natykamy się na pomnik Mikołaja Kopernika. A przy nim mała uroczystość, jacyś notable, jakieś przemówienia. Okazuje się, że to uroczystość z okazji oczyszczenia pomnika i przywrócenia mu pierwotnego wyglądu. Po jej zakończeniu podchodzi do nas konsul honorowy, Daniel Ziętek. Chwilę rozmawiamy.
Potem idziemy do Museo Archeologico, po drodze przechodząc przez Parque Bicentario, gdzie przypadkiem natykamy się na pomnik Mikołaja Kopernika. A przy nim mała uroczystość, jacyś notable, jakieś przemówienia. Okazuje się, że to uroczystość z okazji oczyszczenia pomnika i przywrócenia mu pierwotnego wyglądu. Po jej zakończeniu podchodzi do nas konsul honorowy, Daniel Ziętek. Chwilę rozmawiamy.
Później idziemy do muzeum. To wielki budynek dawnego karceru wybudowanego przez Anglików z ogromnymi zbiorami. Chodzimy, chodzimy, oglądamy i nogi już bolą.
Wychodzimy po 12 i idziemy na mercado de artesanas. Kawał drogi, trudno go znaleźć, w końcu jest. Malutki boczny pasaż. Kręcimy się tu i tam, zaglądamy do sklepików, ale nic nam się nie podoba. I nie mamy żadnych pomysłów na wydanie reszty naszych kolumbijskich pesos. Wreszcie kupujemy 2 pary kolczyków dla Asi i torebkę na kawę dla Madzi i dla nas. Szukamy jakiejś przekąski, bo już 14:30, więc głód mi kiszki skręca ;( Nigdzie nie ma ani perro caliente (hot dog), ani salchipapas, więc decydujemy, że zjemy już obiad. Rozpoczynamy poszukiwania i decydujemy się na menu del dia w San Felipe de Candelaria po 11500 COP. Maciej je zupę, a ja carne de res asado. Dobre.

Wracamy do hostelu i pakujemy się. Jutro wracamy do domu ;))) Wieczorem wyskakujemy jeszcze na kawkę/czekoladę + 2 ciacha czekoladowe w Ricon de Paris. Obsługa sama sobie dolicza napiwek do rachunku. Co??
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz