Na śniadanie w Atacames y Manito jemy... sopa de pescado i sopa de camarones po 2$ za miskę. Też dobre. I jeszcze kawa za 50c.
Uciekł nam autobus do La Tola, więc wracamy do cabanas, by wykąpać się w basenie, bo upał- mimo że to dopiero rano- wielki.
O 10.30 mamy autobus za 1$/os. Wysiadamy, ale nie zorientowaliśmy się w sytuacji i lancha nam odpłynęła, więc czekamy godzinę na następną. Na skwerku wypijamy cerveza, przez pomyłkę light ;p

Za wycieczkę prywatną łódką wołają 40-70$, zgłupieli chyba! Decydujemy się więc na lanchę do Limones za 2$/os. i płyniemy około pół godziny, podziwiając przybrzeżne widoki, drzewa namorzynowe i palmy oraz nieliczne chaty.
Limones to spora murzyńska miejscowość, zniszczone domostwa, brud i syf. Miejscowi patrzą na nas spode łba, nie czujemy się komfortowo ;(
To nasze ulubione krewetki!
To nasze ulubione krewetki!
Nagle jakaś afera w miejscowej szkole Unidad Educativa Fiscal de 16 Octubre, młodzież biegnie w stronę lasku, poruszenie w miasteczku, nadjeżdża policja i zaczyna rozganiać całe towarzystwo.
Wracamy do portu. Czekamy, a lanchy nie ma. Przypływa jakaś motorówka, a w niej 4 policjantów z długą bronią, jakieś siły specjalne- czyżby do młodzieży?
Wkrótce przypływa nasza łódka, wsiadamy, płacimy po 2$ i po ok. 30 min. jesteśmy w La Tola. Po drodze wpadamy w niemały prąd wpływający do rzeki z oceanu, trochę nami kołysze...
Kolację jemy w Malibu, dziś camarones apanados za 6$ i concha al ahijllo też za 6$. Wczoraj jedzenie było lepsze, po prostu mistrzostwo świata :) dziś trochę gorzej :(
Kupujemy jarra de jugo de toronja za 3,50$ i siadamy w el Paraiso z naszą aguardiente. Wieczorem przez wieś przejeżdża samochód i coś rozpyla; okazuje się, że to środek przeciwko moskitom.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz