wtorek, 11 lipca 2017

Nariz del Diablo, czyli Nos Diabła

Budzik nastawiamy na 6.41, bo od siódmej (teoretycznie) otwarta jest kasa biletowa tren Nariz del Diablo; oczywiście jest opóźnienie, dostajemy numerki jak w Urzędzie Miasta, potem jakiś koleś przed nami bierze ileś tam biletów, a do każdego trzeba pokazać paszport, z którego urzędniczka spisuje na bilet dane osobowe ;p Do tego jedna z bileterek dopiero się uczy, jak wystawiać bilety…. robi się późno, a my przecież bez śniadania ;( Pokazujemy nasze paszporty, kupujemy bilety po 32$/os. i lecimy do hotelu; tu szybko łykamy bułę z serem i z powrotem biegiem na stację. Przy wsiadaniu trzeba okazać bilet i znów paszport, więc trochę pyskuję (po hiszpańsku, rzecz jasna), ale okazuje się, że to ze względów bezpieczeństwa (!) No jeśli z takich względów, to OK, nie ma dyskusji ;)















Wsiadamy do pociągu i WOW! Ale widoki!!! Jest przepięknie. Jedziemy tuż nad przepaścią, w dole górska rzeczka. Zakręty w lewo i prawo. Rewelacja! Cała podróż trwa 40 minut, później jest 10-minutowy postój na zrobienie zdjęć i dalej jedziemy na stację końcową, gdzie tańcem wita nas zespół ludowy. Ah!




































Podczas godzinnej przerwy zespół folklorystyczny pokazuje nam różne tańce, na koniec zapraszają turystów do zabawy, w tym oczywiście Macieja ;) ten to zawsze jest wybierany przez lokalne laski na wszystkich kontynentach ;p























































Powrót zabiera nam 30 minut (pewnie jest ‘z górki’).





































Najpiękniejsze kobiety Ekwadoru ;)















A tu kolejka do pomocy społecznej

















Wracamy do hostalu, pijemy zimne piwko wysyłając wiadomości na whatsappie, pakujemy się i o 12.30 za 2,35$ jedziemy do Rio Bamba (89 km) 1h podróży kosztuje 4$. Na terminalu jesteśmy o 14.30 i za 15 min. mamy odjazd Transvencedores, bilet kosztuje 3,10$. 
















Tu się suszy nasze pranie, a konkretnie skarpety ;p
















Przed 16 jesteśmy w Latacunga, bierzemy miejscowy autobus i wysiadamy na terminalu. Tu sprawdzamy autobus na jutro do Laguna Quilitoa i idziemy szukać hostelu Los Nevados, o którym pisze routard. Znajdujemy go dość łatwo, mimo że jest kiepsko oznaczony. Znajduje się 3 min. od terminalu, więc super. Bierzemy pokój bez TV za 8$ ;D Jest agua caliente i wifi, słabe, bo słabe i tylko w holu, ale jest.














Brak komentarzy:

Prześlij komentarz