piątek, 14 lipca 2017

Iliniza Norte, 5126 mnpm, rekord wysokości!

O 4.40 pobudka, jest zupełnie ciemno, zjadamy śniadanie, wypijam ostatnią herbatę z koki, gorącą, że aż parzy mi usta. Pakujemy się. Zakładam uprząż!! i kask!! olaboga! co się dzieje?!
Wychodzimy o 5.40, nadal jest ciemno, więc włączamy czołówki. Idziemy powoli, spokojnie, ale i tak mam problemy z oddychaniem i krążeniem. Dycham ciężko. Ręce mam lodowate, zgrabiałe.
To trudne wejście. Momentami trzeba przejść po skałach, gdzie trudno znaleźć podparcie dla stóp, więc Fernando przyczepia mnie do siebie liną i pomaga w przejściu. I tak idziemy, związani liną. Mam się czuć bezpieczna? Boję się...

































O 8.10 jesteśmy pod szczytem, ja tu zostaję, a Maciej i Fernando idą na górę, na wysokość 5045 mnpm. Ja zdobyłam 5018!! I jestem z siebie dumna :D

























Czekam na facetów ok. godzinę, potem zaczynamy schodzić. Zejście jest okropne, strome i śliskie, zjeżdżamy po szrucie wulkanicznym. Strasznie się ślizgam, Fernando łapie mnie za kółko przy uprzęży i ciągnie, ześlizgujemy się, parę razy nawet przewracamy. Jak już jest trochę łatwiej, to guia nas zostawia i sobie idzie, szybciej; ej, no co jest? Zejście do auta zajmuje nam ok. 2,5h.
Ufff!!





















Jesteśmy na dole. Ufff!
Kolejny rekord wysokości!!!
















Jedziemy do biura Fernando, przepakowujemy plecaki, wypijamy chocolate caliente, za którą płacimy (!) 2,50$/os., a powinno chyba być 'on the house'...





















Fernando zawozi nas do Machachi, gdzie łapiemy autobus do Quito za 40c, miał być do Plaza Marine, ale musimy się przesiąść do miejskiego za 25c, a potem z Carcelen do Midad del Mundo za 15c/os. Wysiadamy, a tu ulica samych restauracji i lodziarni.
Znajdujemy nocleg w hostal Midad del Mundo za 20$/pokój.
I załapujemy się na jakiś pochód.
Kolację jemy w Cevicheria, zamawiamy ceviche de calamares za 4,50$ i filet z ryby corvina frita za 5,50$.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz