piątek, 7 lipca 2017

kolonialna Cuenca

Koszmar. 
To jest koszmar, nie podróż. Autokar trzęsie się na wybojach, hamuje na topas, przyspiesza, kiwa się. Hałas. Smród spalin. Do tego robi mi się niedobrze. Mam problemy z żołądkiem, duże problemy, chyba po tym jugo de caña. Nie śpię całą drogę. A Maciej śpi ;p
Przyjeżdżamy do Cuenca o 5 rano i półtorej godziny czekamy na pierwsze autobusy do miasta. Bierzemy nr 10 za 25¢/os. (obojętnie, jaki długi przejazd). Znajdujemy nasz hostal Casa Cuencana za 10$/os. Con wifi y agua caliente, która nie była ciepła, tylko ledwie chłodna! W międzyczasie, po naszej interwencji, naprawiają junkers, ale bezskutecznie.














Jestem słaba jak kot, kładę się do łóżka i odpoczywam aż do 10. Może nawet śpię.
Potem ruszamy na miasto. Najpierw szukamy jakiejś piekarni, by kupić suche bułeczki na mój biedny żołądek, ale nie ma tu piekarni. Krążymy po mieście, są tu specjalistyczne ulice, np. z gadżetami na przyjęcia urodzinowe, kilka, kilkanaście sklepów tej samej branży na tej samej ulicy, a piekarni nie ma. W końcu jest- kupujemy bułki i na śniadanie i na zapas na almuerzo.
Styl kolonialny w architekturze, doskonale zachowany w Cuenca, powstał dzięki połączeniu katolickich koncepcji, indiańskich motywów i inspiracji arabskich. Spokojnie, bo nadal boli mnie żołądek i nie mam siły, przechadzamy się po urokliwych, brukowanych uliczkach, bujnie ukwieconych placach i zacisznych dziedzińcach bielonych domów z wielkimi drewnianym drzwiami i balkonami o balustradach z kutego żelaza.



















Zwiedzamy Iglesia de Santo Domingo, Catedral Vieja, która z powodu intensywnego rozwoju miasta w XVI w. okazała się zbyt mała, więc w 1880 rozpoczęto budowę neogotyckiej Catedral Nueva pod wezwaniem Najświętszej Maryi Panny, mogącej pomieścić 10 tysięcy wiernych.

























































Na ulicach sporo ludzi w ludowych strojach; nic dziwnego, w końcu jesteśmy już na południu Ekwadoru. Co ciekawe, małe dzieci nie są noszone w chustach na plecach, ale na rękach, w kocykach. O wózkach nie wspomnę, gdyż nie ma tu chodników.


























A słynne kapelusze panama nie są produkowane w Panamie, tylko w Ekwadorze i to właśnie stąd, z Cuenca pochodzą te najlepsze. Ich produkcją zajmują się wciąż rodzinne firmy, wytwarzające je na niewielką skalę. Jednak ich cena jest dosyć porażająca.























































Idziemy do stanowiska archeologicznego
































I zwiedzamy.









































Jak tak sobie podróżujemy po Ekwadorze, to widzimy mnóstwo propiedades y lotas na sprzedaż, bardzo dużo. Ciekawe, dlaczego.
Tuż przed 18 lądujemy na mercado i zjadamy caldo de pollo i caldo de bagre, czyli rosół z kurczaka i rosół z ryby, razem za 4$. Dietetycznie, ale nadal walczę z bólem żołądka ;( Wracamy do hostalu i o 20.30 idziemy spać. Śpię 12h i budzę się ozdrowiona J




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz