niedziela, 2 lipca 2017

wspaniały dzień u Indian Shiripuno

To będzie długi post. I dużo zdjęć. 
Comunidad Kichwa Shiripuno istnieje tu od 37 lat. To społeczność, która ma swoje prawa i reguły, prezydenta, vice prezydenta i sekretarza. Raz na miesiąc odbywają się spotkania, podczas których omawia się aktualne sprawy i rozmawia o problemach, zdrowiu, edukacji, itd. 50 familias, 280 mieszkańców, niektóre kobiety rodzą po kilkanaście dzieci, najwięcej to 17!
W projekcie ‘Projecto contra violencia machismo’ bierze udział 31 mujeres (kobiet), które sprzeciwiły się dominacji mężczyzn i wzięły sprawy w swoje ręce. I faktycznie, facetów tu nie widać (może są na polowaniu? albo uprawiają pola?), natomiast kobiety wydają się być silne i pewne siebie. Dyżurują tutaj przez 2 dni, rotacyjnie i wracają do swoich domów, do wioski. Anurquishhmi to associcion de mujeres Quechuas de Shiripuno de Misahualli to pełna nazwa projektu.
 Od 2005 w wiosce przyjmowani są turyści, którzy mają tu różne aktywności i nocują tu, tak jak my.
Nasza przewodniczka, Janet opowiada nam (a jesteśmy jedynymi gośćmi w wiosce) o życiu Indian Shiripuno. W wiosce jest szkoła, escuela primaria dla dzieci 3-11 lat, gdzie dzieci uczą się matematyki, języków, quechua, computadora, sciencia, geografia. Jest tu 41 estudiantes y 2 profesoras. Klasy często są łączone.
Dzieciom nadaje się imiona w języku quechua:
Areña- owad
Yarina- aqua
Amar- anakonda
Rumi- piedra czyli kamień
Paccha- cascada
Sacha- selva














































Achote to owoc do malowania twarzy, bardzo intensywny, pomarańczowo-czerwony, zanurza się w nim patyczek i maluje.
Achote, czyli arnota właściwa, drzewo o wysokości do 10 m, którego nasiona są cennym źródłem pomarańczowożółtego barwnika stosowana do barwienia produktów spożywczych jak i malowania twarzy przez Indian. I właśnie wzory na twarzach maluje nam Janet. Wyglądamy groźnie!



W Artesañas, czyli sklepie z rękodziełem, wykonywanym przez Indianki są różne wyroby- bransoletki, kolczyki, korale, zawieszki, łapacze snów, breloczki; my za 10$ kupujemy kilka par kolczyków.


Czarny tukan, oswojony biega i droczy się z małym pieskiem. Pojawia się chłopak z papugą na ramieniu, robię zdjęcia, a tu okazuje się, że trzeba zapłacić 1$! Na szczęście nie po dolarze za zdjęcie, a zrobiłam ich już z dziesięć, tylko chcą dolara na karmę dla ptaka. Co?? Przecież tu jest pełno karmy! No dobra, w takich sytuacjach, gdy ktoś mnie bardziej lub mniej naciąga, zawsze sobie mówię, że pomagam miejscowym ;)

















Uwielbiam tukany!!! <3








Janet pokazuje, jak robi się spódniczki ;)























Pomagamy w przygotowaniu naszego lunchu. Będzie tilapia!


















Zakładamy kalosze i idziemy na plantację, po drodze zjadamy platanos pequeños z czarnymi, twardymi nasionami. Sadzimy banany. Planta madre, czyli roślina matka owocuje raz do roku, potem się ją ścina, w międzyczasie wypuszcza nowe pędy, plantas hijas, które się rozsadza, by tworzyły nowe, owocujące rośliny.




















Janet okadza nas, wyganiając z nas złe duchy. Oo, już jesteśmy oczyszczeni...

















Szukamy juki na obiad. Nie lubię juki. Janet robi koszyk z liści palmowych, do którego wkładamy nasze owoce, koronę wojownika dla Macieja i przepaskę la princesa dla mnie.







Szukamy dojrzałej papai. Jest! Janet zrywa ją przy pomocy drąga z haczykiem- wszystko zrobione jest z naturalnych materiałów. Obiera ją i wyrzuca nasiona i skórkę- to naturalny nawóz, wszystko tu to naturalny nawóz. I samo rośnie ;)
















Jemy palmito- to serce łodygi palmy, która jest również używana w budownictwie. Próbowaliśmy palmito już wcześniej, w delcie Orinoko w Wenezueli.















Szukamy owoców kakaowca- musi być duży i żółty, wówczas jest dojrzały. Ze środka wydłubuje się ziarna i zostawia na słońcu przez 6 dni do wyschnięcia.

















Nasiona można również wyciumkać ze słodkiego, śluzowatego miąższu, w którym się znajduje. Wilgotne nasiona rozkłada się na płachcie, gdzie przez tydzień podlegają fermentacji. Podczas niej owocowa pulpa odcieka, a nasiona nabierają charakterystycznego koloru i aromatu.

















Jemy owoc podobny do pomelo, to toronja, smaczny, soczysty. Potem platanos- też smaczne.





Z koszykiem pełnym owoców wracamy do wioski.














Tu przez 15 min. prażymy na ogniu przesuszone już ziarna kakao, potem obieramy ze skórki i mielimy przy pomocy młynka. Następnie dodajemy agua con hojos de canela i mieszamy, mieszamy aż otrzymujemy gęsty czekoladowy sos. Zostaną nim polane owoce na deser po almuerzo, na który jemy naszą rybę (tilapię) z ognia, ryż i bataty. Pycha!








Do picia guachino. Potem godzinna sjesta… I krótka nauka języka quechua:
Alli Michuna- to smaczne
Chonta- palma z kolcami do budowania
Chicha de yuca
Mischi panga- hoja dulce
Z liści robi się mayto- pakiecik z rozduszoną yuką
Chicha al guarapo 3 dni fermentuje, 6-7% alkoholu
Paychi- pescado- ryba z rio Napo
Ally puncha- dzień dobry
Ally chishi- dobre popołudnie
Ally tuta- dobranoc
Pograchu- dziękuję
Killa- luna, czyli księżyc
Yutzo- arbol, czyli drzewo
Ishpanawasi- baño
Ashanga- canasta
Yarina- agua
Waysa- herbata

Po południu mamy robótki ręczne z artesañas- robimy sobie bransoletki! Z czarnych koralików-owoców i naturalnego sznurka. Sznurek pozyskuje się z rośliny kaktusowatej- liść zeskrobuje się, zdejmując z niego zieloną, mięsistą masę, potem włókna płucze się, suszy i mamy sznurek :p


















Papuga zostaje z nami ;)
















Dzieci nie mają tu zabawek... bawią się ze zwierzętami, jakby to były zabawki... Podobnie było na północy Tajlandii, w Chiang Mai.
















Pora na tradycyjne tańce, tańczą tylko kobiety i dziewczynki, ubrane w stroje comunidad, z miskami i koszykami, gra damska orkiestra, wszyscy śpiewają, później i my dołączamy do tańców.






















Wchodzimy na piedrę, czyli kamień, a właściwie wielki święty głaz i słuchamy keczuańskich legend.































Maciej strzela długą dmuchawką z kurarą.

















Szukamy złota w rzece Rio Napo, dopływie Amazonki, Maciej znajduje dwa okruszki, będziemy bogaci! ;p




























Indianie Shiripuno







Pod wieczór już sami idziemy do wsi, zwiedzamy opustoszałą szkołę, widzimy staw, w którym hoduje się ok. 3000 tilapii, potem chicha i hamak… kolację zjadamy o 19, potem przez godzinę wiszę w hamaku, wsłuchując się w głosy selwy. Kocham selwę <3 O 21 idę spać.
















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz