czwartek, 6 lipca 2017

white water rafting!

O 9 meldujemy się w biurze raftingu. Okazuje się, że zbierają ludzi z kilku biur, razem w busiku jest 12 osób (Brazylia, Korea Płd, Hiszpania, Francja, Ekwador, Polska) i 8 na canyoning. Ruszamy o 10, a o 11 zaczynamy rafting. Najpierw krótka teoria i sucha zaprawa na brzegu. Jestem przerażona! Ale chyba nie mam wyjścia… Idę jak gęś na ścięcie ;p Maszerujemy nad rzekę, jeszcze musimy sobie ponton zanieść. Jest nas sześcioro.



















Płyniemy. Jak już oswajam się z rzeką, jest dobrze. Czuję ten ponton, wiem, co robić, kiwam się tak jak on, wiosłuję zgodnie ze wskazówkami naszego przewodnika. Jednak nie udaje się uniknąć wypadku… wylatuję jak z katapulty, przelatuję nad pontonem i wpadam do wody. Łapią mnie ręce Macieja i przewodnika, wciągają mnie do środka. Ufff! Ale nawet nie zdążyłam się przestraszyć ;)
Fajny ten rafting, hahaha ;) Trwa ok. 1,5-2h.




















Po południu pada deszcz. Ma to trwać ok. godzinę, ale rozpadało się na dobre. Kiedy deszcz staje się mżawką, wychodzimy. Wybieramy się na punto de gorge, kupujemy siatę mandarynek za 1$, a potem idziemy do baños termales, bo przecież z tego słynie Baños. Ale długo się idzie. I jeszcze ta mżawka. Kupujemy bilety ulgowe para niños za 1,50$/os., gdyż pani nie ma wydać reszty ze 100$ i wypożyczamy czepek za 25¢/os. Jest tu kilka basenów z wodą o różnej temperaturze, 40, 38 i 36 stopni; najfajniejszy jest ten najcieplejszy, ależ się wygrzewamy w tym zimnym, deszczowym Baños.
















Wracamy do hostelu, pakujemy się i idziemy na kolację do Kamelota, zjadamy to samo, co wczoraj. Na terminalu czekamy na autobus, w międzyczasie kupuję jugo de caña z dodatkiem wódki z trzciny cukrowej. I chyba to jest błąd.














Bilet kosztuje 10$/os. Autobus rusza o 22, zanim odjeżdżamy zasypiam, ale tylko na pół godziny i to już koniec. Całą drogę mam straszne problemy żołądkowe ;(((( A Maciej sobie smacznie śpi.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz