niedziela, 16 lipca 2017

Midad del Mundo, czyli jesteśmy w środku świata

Budzimy się o 7, zjadamy słodkawą bułkę z tuńczykiem i idziemy do Midad del Mundo. To kompleks, w którym znajduje się monumentalny pomnik równika z muzeum etnograficznym oraz kolonialną wioską będącą centrum turystycznym z wieloma sklepami z pamiątkami i kawiarniami. Jest dopiero 8, otwierają o 9, jesteśmy nadgorliwi, więc idziemy na kawę. Zamawiamy cafe con leche i dostajemy... kubek mleka, do którego mamy sobie wsypać kolumbijską kawę rozpuszczalną ;p Trochę jestem zszokowana, ale kawa jest pyszna! kosztuje 1$.
















Wstęp do Midad kosztuje 7,50$/os bez zniżek ;( Najpierw aleją z popiersiami sławnych naukowców i badaczy idziemy do monumentu, wjeżdżamy windą na taras widokowy, skąd podziwiamy panoramę i biegnącą na wschód i zachód żółtą linią równika. I machamy w stronę Polski :) Każda jego strona pokazuje odpowiednią stronę świata, a szczyt zwieńczony jest ogromną, pięciotonową kamienną kulą o średnicy 4,5 m.

























Schodząc, zwiedzamy muzeum etnograficzne, przedstawiające kulturę Ekwadoru, opisy poszczególnych grup etnicznych i ich ubiory. Ciekawe. Fajne. W wielu miejscach Ekwadoru już byliśmy ;) Jest tu także ekspozycja astronomiczna i ciekawostki fizyczne. Na równiku waży się mniej niż gdzie indziej! Ważyliśmy się więc chętnie ;p













































Oglądamy ekspozycję Francji, wielu francuskich naukowców działało na tym terenie, stąd te więzi.















Zwiedzamy Museo de Cacao i też mamy już pewne doświadczenie w produkcji kakao, nauczyliśmy się w dżungli, jak je zrobić :D


















Idziemy do observatorio, chyba na nas czekali, bo zaraz puszczają film o wszechświecie... projekcja podobna do tej w Royal Observatory w Greenwich. Interesujące, dobrze zrobione. I nie zasypiam, jak kiedyś w Madame Tussaud's.















Zaglądamy do Capilla de Virgen i kończymy zwiedzanie. Podobało mi się. Po drodze sesja foto.










































Łapiemy autobus za 40c i drugi za darmo do Carcelen, potem za 2,70$ jedziemy do Otavalo. Tu trochę chodzimy po mieście, szukając hostelu i trochę przesmradzając, w końcu decydujemy się na Rincon del Turista con desyuno i płacimy 20$ za pokój.
































Jest jeszcze wcześnie, więc idziemy do el Lechero. Zabiera nam to ok. 50 min. dosyć stromo w górę, częściowo miedzą, trochę przez las eukaliptusowy. Tym, co znajdujemy na miejscu jesteśmy rozczarowani, opis w Routardzie sugerował ciekawostkę, a tu ściema, małe karłowate i przysadziste drzewko z wielką legendą ;p











































Ale legenda jest ciekawa. El Lechero, drzewo na szczycie wzgórza i jezioro San Pablo są duszami dwóch kochanków z rywalizujących ze sobą rodzin. Nie będąc w stanie nawiązać między nimi przyjaznych stosunków podejmują ucieczkę, by być ze sobą. Niestety, zostają złapani i zamienieni w drzewo (Lechero) i jezioro (San Pablo).
Zgodnie z inną legendą, El Lechero jest magicznym drzewem z mocą uzdrawiania.
W dół, do miasta schodzimy ok. 40 min. i idziemy na obiad do chicken baru, gdzie zjadamy 1/4 pollo + 1/4 za 3,75$ za całość, objadamy się niemiłosiernie. I razem z nami bezdomny pies, któremu zrzucam reszki. Kości nie obgryza, zjada je całkowicie.
A w zupie niespodzianka ;)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz