Mimo tej kozy, wcale nie było mi w nocy ciepło, a to dlatego, że nie zamknęliśmy szyberdachu i całe ciepło uciekło w kosmos. Po śniadaniu, na które dostajemy ryżową zupę na mleku jaka z rodzynkami i chrusty ze śmietanką z jakowego mleka, wchodzimy na wulkan Chorgo, 2400mnpm.




Wejście jest łatwe i przyjemne i zajmuje nam pół godziny. Przy okazji możemy wypróbować nasze nowe kijki, ultralekkie i ultrawytrzymałe. Z kaldery wulkanu rozpościera się zapierający dech w piersiach widok na okoliczne góry. W głębokim kraterze znajduje się malutkie jeziorko. Postanawiamy obejść wulkan dookoła, przejście nie jest trudne. Cała wycieczka, łącznie ze zdjęciami trwa dwie godziny.













.jpeg)
.jpeg)
.jpeg)











.jpeg)
Wsiadamy do samochodu i dzisiaj już tylko jedziemy, z przerwą na lunch nad rzeką, gdzie gonimy jaki.












Tu zatrzymujemy się, by obejrzeć miejsce modlitw i składania darów.






Po drodze Puujee zatrzymuje policja, oj będzie mandacik za prędkość.



Jesteśmy w Uliastaj. Dziś nocleg w prawdziwym, używanym i zamieszkanym na co dzień gerze, w którym mieszka siostra Erki z rodziną. Odstępują go nam na tę noc, a sami, z Erką i Puujee jadą do trzeciej siostry. Na przekąskę dostajemy chleb z tą strasznie tłustą śmietanką z jaka, która kojarzy mi się ze smalcem, a do picia mleko z jaka.






Mamy pół godziny do obiadu, więc idziemy na krótką przechadzkę.




Na kolację siostra Erki podaje mięsne pierożki z baraniną zatopione w warzywnym rosole, smaczne.

I zostajemy sami, jako gospodarze mongolskiego gera. Tu jest cały dom.

I tak po kolei, łazienka, pralnia (ale jak działa pralka, skoro nie ma bieżącej wody??) i jedna sypialnia.



Jest i salon, na wprost wejścia.

Z szafą (pomyślałam od razu o mojej wielkiej szafie!), regałem na książki (a u nas w domu biblioteka z regałami po sufit) i telewizorem.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz