sobota, 8 lipca 2023

Ułan Bator, Mongolio witaj!

Dolecieliśmy. Uffff. Trochę się bałam, ale nic nie mówiłam, żeby nie zapeszyć. Ale po kolei. Rano, przed lądowaniem serwują tylko jedno picie (?), zawsze bierzemy kawę i sok pomarańczowy, tu nie ryzykuję zimnej kawy, w której nie rozpuszcza się śmietanka w proszku, jak to było wczoraj. Wysiadamy i idziemy na kontrolę paszportową i od mrukliwego urzędnika dostaję pieczątkę wjazdową do Mongolii.





Mongolio witaj!

Wychodzimy po odbiór bagażu, na karuzeli pojawiają się pierwsze walizki, potem kolejne i coraz ich więcej, tylko czemu ich nikt nie odbiera?? Krążą po taśmie dookoła, pasażerowie stoją dookoła i nic się nie dzieje. Potem zaczynają je z taśmy usuwać, a naszego bagażu nie widać. Coś nas tknęło, sprawdzamy nasze kwitki bagażowe i porównujemy z kwiatkami bagażu z taśmy. Coś tu jest nie w porządku. My mamy lot 162A, a te walizki mają 162! Ktoś pomylił bagaże!!! Rozmawiam z jednym z Anglików, Culamem, okazuje się, że ma pluskwę w bagażu i pokazuje ona, że jego walizka jest w Stambule. Nasze bagaże też tam zostały, wszystkich pasażerów z naszego samolotu! Nie, to się nie dzieje! Mało to mieliśmy problemów, to jeszcze na koniec - chyba, żeby nas dobić - nie przysłali nam plecaków! No nie wierzę! Idę do baggage claim, sprytna jestem, bo za chwilę ustawia się za mną długą kolejka pasażerów, o dziwo, bardzo spokojnych. W ogóle nasza ekipa z hotelu też była cały czas spokojna, nikt się nie awanturował, tylko ja ciągle w tym Stambule pyskowałam. Pytam urzędnika, co z naszym bagażem, oczywiście nic nie wie i oczywiście nie mówi po angielsku. Spisuje numery naszych bagaży, zapisuje na świstku telefon i każe jutro dzwonić. Ale jak jutro, skoro my zaraz ruszamy w drogę??












No dobra, nic już tu nie zdziałamy, chociaż jeszcze pokrzykuję, że chcę rozmawiać z kimś kompetentnym, ale takowych brak, wychodzimy więc do hali przylotów. Tu czeka na nas ekipa od Gayi, kucharka Erka i kierowca Puujee. Później dowiemy się, że on jest bratem Gayi, a ona jego żoną. Wymieniamy dolary na tugriki, Paweł kupuje kartę sim, 10Gb za 15.000 MNT, jak się później okazuje to prawie równowartość 2,5 litra piwa w plastikowej butli. Erka usiłuje ogarnąć sprawę bagaży, zostawiamy jej zdjęcie karteczek z numerami, ktoś ma po nie jutro przyjechać.
Jeszcze w Stambule ustaliliśmy z Gayą, że nie zatrzymujemy się na dzień w Ułan Bator, tylko od razu zaczynamy wyprawę, bo szkoda czasu, straciliśmy już dwa dni. Ruszamy więc w trasę, po drodze zatrzymując się w przydrożnej knajpce na lunch. Dostajemy placki nadziewane wołowiną, smażone w głębokim tłuszczu i surówkę.







I pierwsze wrażenia. Krajobraz jest bezgraniczny, ciągnie się aż po horyzont... a może jeszcze dalej.... Szosa wyboista, pełna dziur, ruch niewielki. Przy drodze stoją toalety, ale jest to niewątpliwie wyzwanie- to latryna, zbudowana nad suchym dołem, do którego może wpaść wszystko, nawet telefon. Nie wiem, czy się przyzwyczaję? W Polsce ten wynalazek chyba już nie występuje...







Jedziemy dalej. Po południu zatrzymujemy się przy skalnej formacji Baga Gazriin Chuluu, zwanej również Kamieniami Małej Krainy. Jesteśmy w Delgertsogt sum, w północno-zachodniej części prowincji Dundgovi, w sercu stepu, 250 km na południe od Ułan Bator. Na wysokości 1751 metrów zadziwiające formacje granitowe tworzą kanion w sercu stepu. Erozja wypolerowała skalne ściany klifów. Najwyższy z nich ma 15 km długości i 10 km szerokości. Rośnie tu 20 rodzajów medycznych ziół i występują rzadkie zwierzęta jak świstak, koziorożec syberyjski i górska owca. Trochę tu chodzimy, robimy zdjęcia i jedziemy na nocleg. Śpimy w rodzinnym gerze na pastwisku, prowadzonym przez nomadów.
 


























Ger to tradycyjny mongolski dom. To okrągłe, kopułowe mieszkanie przypominające namiot. Jest często określane jako tymczasowe mieszkanie, ponieważ gery są regularnie przenoszone, jednak chociaż mogą być tymczasowe pod względem lokalizacji, są one stałym typem zakwaterowania dla ogromnego odsetka populacji.
Konstrukcja składa się z drewnianej kraty i słupów, połączonych ze sobą liną z końskiego włosia. Następnie jest pokryty kilkoma warstwami filcu wykonanego ze skóry zwierząt i często płótnem, aby dodatkowo chronić przed żywiołami.
Najpopularniejszym gerem jest 5-boczny ger, który wykorzystuje 81 tyczek do stworzenia szczytu na dachu. Liczba dziewięć jest pomyślna w kulturze mongolskiej, a 81 to 9 razy 9. Jednak mongolskie gery mogą być większe lub mniejsze w zależności od ich zastosowania i mogą mieć do 108 biegunów, to również pomyślna liczba w religii buddyjskiej.







Zwiedzamy gery gospodarzy, częstują nas tradycyjną milk tea, czyli suutei tsai, w której skład wchodzi woda, mleko, liście herbaty i... sól. Piję z grzeczności tylko, ale jak kot zanurza mi pyszczek w filiżance, rezygnuję i dyskretnie wylewam.




























I jeszcze robimy mały spacer po pastwisku, goniąc kozy i owce.












Jeszcze tylko kolacja, mycie ząbków i po tych kilku dniach wrażeń i nerwów, zmęczeni nieziemsko, idziemy spać.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz