Noc była zimna, poranek wstaje rześki, ale słoneczny, a w ciągu dnia osiągamy temperatury mongolskiego lata. Budzimy się wcześnie, jak to po nocy w namiocie. Już po ósmej ruszamy w drogę przez malownicze góry.







Gdzieś na stepie zjadamy lunch i wjeżdżamy do Uliastaj. Okazuje się, że odwozimy siostrę z wycieczki, mam nadzieję, że nie robimy tego specjalnie dla niej, jednak trudno nam się zorientować w trasie na tych mongolskich bezdrożach. Chyba jednak siostra zabrała się z nami, by pomodlić się pod Świętą Górą.









Żądam prysznica, więc jedziemy do miejskiej łaźni. Tu bierzemy prysznic, już trzeci podczas tej wyprawy, lol. Prysznic dla dzieci do lat 12 kosztuje 2000T, do lat 18 3000T, a dla dorosłych 5000T, za nas płaci Erka. Czyli nasz prysznic razem kosztuje tyle, co karta 10Gb telefoniczno-internetowa na miesiąc. Pytam, co z tym myciem, podobno ludzie przychodzą myć się codziennie, ale nie chce mi się w to wierzyć.





Potem zakupy w lokalnym supermarkecie, my tradycyjnie kupujemy piwo, 2,5l za 9000T, wyjątkowo tanio, więc bierzemy dwa, na zapas. Erka kupuje wiktuały na wyprawę. W lodówkach wielkie bryły chyba masła, a może margaryny, na stoisku warzywnym ziemniaki i jabłka, w lodówce mięsnej takie kiełbasy, że chyba już jestem kompletnie wege, a na półkach głównie cukierki.





I jedziemy dalej, do wydm Mukhart, podobno 6-7 godzin. Okazuje się, że są to tylko trzy godziny, mimo iż Puujee jedzie tu po raz pierwszy. Trochę krążymy po wydmach, by znaleźć odpowiednie miejsce. Potem ich zostawiamy z rozbijaniem namiotów i przygotowywaniem jedzenia i idziemy na godzinny spacer na skałki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz