Wiedziałam! Spanie na tej desce było koszmarne! Wszystko mnie boli! Po ładnym śniadaniu wyruszamy. Jeszcze tylko gospodyni mówi, że za wczorajsze picie piwa powinniśmy zapłacić podatek 10000T za picie zewnętrznego piwa, bo ona też ma tu sprzedaż alkoholu. No trudno, trzeba nam było powiedzieć wczoraj. Nie płacimy.



Podjeżdżamy jeszcze do wielkiego sklepu, takiej półhurtowni, gdzie Erka kupuje wodę, a my piwo. No tu wreszcie jest wybór towarów i to spory. Są nawet ogórki konserwowe z Polski. Przed magazynem stoją całkiem niezłe motorki, które można kupić za miliony tugrików.





Po drodze zatrzymujemy się, by obejrzeć przygotowania do festiwalu jaków. Rozstawiają się tu stoiska z pamiątkami, jedzeniem i plastikowym badziewiem z Chin. Tancerze robią próby przed występem. A Erka, Maciej i Paweł ujeżdżają krowę, o przepraszam, byka.













I jedziemy coraz dalej na północ, jest tu coraz więcej drzew, głównie są to modrzewie. Po drodze, na granicy między prowincjami czasami zdarzają się kontrole.

Budują tu nową drogę i jest nawet lotnisko.




Napotykamy stadko reniferów, które jednak jest komercyjne, bo ma właścicieli i którym można robić zdjęcia, ale odpłatnie, po 3000T od osoby.
Wkrótce dojeżdżamy do naszego campingu, Dalain chimeg. Jest on pięknie położony na wzgórzu ze wspaniałym widokiem na jezioro. Pięknie tu.




I jaki cudowny widok z okna, a raczej z drzwi!

Po lunchu idziemy na wędrówkę, wspinamy się na wzgórze i wracamy przez tajgę. Tak, jesteśmy w tajdze. Jesteśmy nad Khuvsgul Nuur, to wielkie, malownicze jezioro słodkowodne, otoczone dziewiczymi lasami sosnowymi, w których rosną dzikie kwiaty i znajdują się siedliska reniferów. Jesteśmy niedaleko granicy z Rosją, w pobliżu Irkucka.




Brak komentarzy:
Prześlij komentarz