środa, 5 lipca 2023

Istambul, day 2

Wstajemy, zjadamy śniadanie w Dimbil Restaurant, zabieramy bagaże i czekamy na transfer na lotnisko. O 10 przyjeżdża taksówka, pakujemy się i jedziemy, droga zabiera nam prawie godzinę. Zajeżdżamy na lotnisko, sprawdzamy tablice lotów, a tu nie ma naszego samolotu. Jak to?
 


Idziemy do Turkish Airlines, biuro nr 3 i pytamy o nasz lot. Mówią, że nic nie wiedzą, że nie widzą w systemie i wysyłają do biura nr 4. Tu ponownie opowiadam naszą historię, ale też nic nie wiedzą i odsyłają do głównej informacji lotniskowej, gdzie również nie wiedzą nic o naszym locie, bo go w ogóle nie sprawdzają i wysyłają do Air Market Centre, jednak kobieta w okienku wymawia to tak, że kompletnie nie rozumiem. Idziemy we wskazanym przez nią kierunku, ale nie znajdujemy nic, co podobnie by brzmiało. Wracamy więc do niej, a ona znowu gulgocze, więc idziemy ponownie do biura nr 4 Turkish Airlines. Wyłuszczam naszą sprawę innemu pracownikowi, który po konsultacjach z kierowniczką odsyła nas do biura nr 3. Wracam do pana, z którym przedtem rozmawiałam i żądam pomocy. Pan nie chce mi pomóc, więc próbujemy sami dodzwonić się do call centre MIATu, czyli mongolskich linii lotniczych, które na zlecenie Turkish Airlines realizują lot do Ułan Bator. Sposób łączenia jest dosyć skomplikowany, trzeba podać jakieś kody, a gdy się w końcu oddzwaniam cicho mówiąca pani po wysłuchaniu mnie kończy połączenie, czyli rzuca słuchawką. Wracam do pana, który jest już lekko wkurzony (ale ja bardziej i to wcale nie lekko), który idzie z nami do biura nr 4 i ochrzania tamtejszych urzędników, a mi mówi, że mu przeszkadzam w pracy. Pfffff. To on przeszkadza mi w wakacjach. Idziemy ponownie do informacji lotniskowej, gdzie pani poprawiła się dykcja i już wiemy, dokąd iść. Przed biurem Air Charter Market kłębi się mały tłum, głównie Mongołów i jest pan w biurze, cokolwiek bezradny. Mówi, że jest jakiś big problem na transferze i najpierw ten problem musi rozwiązać, a dopiero potem zajmie się nami.



Samolotu dzisiaj nie ma, będzie pojutrze, 7 lipca. Jedna grupa już pojechała do hotelu, my pojedziemy, jak problem zostanie rozwiązany. I tak w sumie siedzimy na tym lotnisku pięć godzin, bez jedzenia czy chociaż kanapki, o butelce wody nie wspominając. Wreszcie jedziemy do hotelu, gdzie jesteśmy o 16.30. To 5* Clarion Hotel. Tu dowiadujemy się, że mamy dwa noclegi ze śniadaniem. I że śniadanie będzie jutro. WTF? Dziwię się i pytam, dlaczego, skoro siedzieliśmy na lotnisku od rana i po prostu jesteśmy głodni. Nie tylko my, ale wszysscy niedoszli pasażerowie samolotu - i pokazuję na tłum ludzi, kłębiący się przed recepcją. A oni, że taką mają rezerwację. Mówię, że mają zadzwonić do kogoś kompetentnego, żeby to załatwił.

 






Idziemy do pokoju, jest duży, ładny i czysty z ładną łazienką i brzydkim widokiem. Wracamy do recepcji, gdzie dowiadujemy się, że będzie kolacja. No i git! Załatwiłam kolacje dla całego samolotu! Tylko czemu musiałam się użerać??







Teraz coś dla ciała, czyli basen, sauna i sauna parowa. Fajnie.















Potem kolacja, na bogato, spacer do pobliskiego Carrefoura i wieczorna integracja.



















Tylko jeszcze musimy zmienić pokój, bo nie działa klimatyzacja, mimo iż pan przychodzi z drabką kilka razy i grzebie w suficie, a ja kilka razy muszę interweniować w recepcji.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz