wtorek, 25 lipca 2023

powrót do domu, znowu z przygodami: Ułan Bator- Stambuł- Berlin

No nie! W nocy dostajemy maila, że lot przesunięty jest o 50 minut. Zaczyna się. Przed 4.30 czeka już Puujee i zawozi na lotnisko, przejazd trwa 45 min. Zegnamy się z nim, wręczając resztę tugrików, które nam zostały i trochę dolarów. Robimy check in, jest szansa, że polecimy. Mój plecak waży 9,4 kg, Macieja 12,5 kg. Zjadamy packed breakfast, który dostaliśmy w hotelu.























Lecimy Boeingiem 767-300, oczywiście znowu Omni Air International. Filmów tym razem wybór jest większy, bo aż 54, co z tego, że repertuar stary, skoro nie ma słuchawek. Proszę o nie stewardessę, a ona mówi, że oni nie dają. Pytam, kto to oni, bo tak najłatwiej, bezosobowo, a ja dociekliwa jestem, zwłaszcza w osobistych sprawach. Okazuje się, że słuchawek nie dostarcza Mongolian Airlines i już mi się nie udaje dowiedzieć, dlaczego. Nie, bo nie. Siedzę więc i oglądam mapę. I kombinuję następne destynacje. I tylko czasu brak. Ale przecież na emeryturze jesteśmy...























Jesteśmy w Stambule, a ja nieustannie zachwycam się tym lotniskiem. Wypijamy kawę i jesteśmy gotowi do lotu.









Nasz lot jest opóźniony, mieliśmy lecieć o 16.15, lecimy o 17.







Ooo to chyba nasz samolot... bo przecież tak dziwnej linii nikt nie zna.





Siedzimy już w samolocie, ja chyba nawet przysypiam, nagle robi się jakiś ruch, jakiś rwetes, ludzie zrywają się ze swoich miejsc i... wychodzą z samolotu. Co się dzieje?? Ja też wstaję, chcę wychodzić, a Maciej mówi, że tu zostaje. Okej, dobra, niech zostaje, ja wysiadam. I faktycznie, wychodzi ostatni z samolotu. Okazuje się, że jest jakaś usterka techniczna i tym samolotem nie polecimy.





No dobra, wyszliśmy z samolotu z powrotem na gate i co dalej? Zabierają nas wszystkich z bramki D16 na A9 i cały samolot, wszyscy pasażerowie idą przez pół lotniska. Po drodze zagaduję jednego z pracowników z naszego gate'a o Internet, bo przecież ta JEDNA (!) darmowa godzina już dawno nam się skończyła. Mówię mu więc, że potrzebuję Internet, a on mi udostępnia swój służbowy kod. Dobre! A swoją drogą to skandal, żeby na tak wielkim lotnisku, wielkim hubie darmowy Internet był tylko przez godzinę! Powiadamiam więc dzieci, że mamy opóźnienie, w związku z tym nie zdążymy na Flixbusa. Paweł chce nas odwieźć do domu. To bardzo miłe, bo przecież niezupełnie ma nas po drodze. Rozdają nam kanapki i picie, ludzie się przepychają, żeby złapać coś do jedzenia. Kanapki są zimne i obrzydliwe, to produkt mrożony.















Wreszcie jesteśmy (znowu!) w samolocie. Lecimy Airbusem 350-900, który ma 56 rzędów x 9 miejsc, więc jest całkiem duży.















Dają dobre, tureckie jedzenie.



Lądujemy o 22.30. Flixbus już dawno odjechał.





Odbieramy bagaże, tym razem przyleciały razem z nami. Wychodzimy przed terminal, gdzie czeka transfer na lotniskowy parking, jeszcze chwilę czekamy na pasażerów z innego samolotu. Paweł odbiera auto i jedziemy do domy. Ah, co to była za przygoda! Chyba podczas żadnej naszej podróży tyle się nie działo, co tym razem...
Ale najważniejsze, że szczęśliwie wracamy do domu. Paweł u nas nocuje i następnego dnia rano, po śniadaniu jedzie do siebie.