piątek, 6 kwietnia 2018

Z El Chalten do Bariloche, czyli 23-godzinna podróż autokarem

Niewygodny autobus okazał się całkiem wygodnym autobusem. Zasypiam po 21 (nawet te pingwiny mi nie przeszkadzają :p) i śpię całą noc aż do rana, dziewięć godzin! Jak dziecko ;) 
O 6.30 w Los Antiguos mamy przesiadkę na inny autokar Chaltentours, który rusza o siódmej. Znowu śpię,  teraz 2 i pół godziny, razem 11 godzin! W autobusie! Ten jest całkiem wygodny, dużo miejsca na nogi i dobrze rozkładające się fotele. Nawet moje ADHD jest zadowolone i siedzi spokojnie :p























Dostajemy ciasteczko w czekoladzie z dulce de leche, a później zestaw, taki jak wczoraj- soczek, dwie empanady i batonik na almuerzo.
Do Bariloche zajeżdżamy ok. 19, szukamy firmy autobusowej Chaltentourism, ale nie możemy jej znaleźć,  więc idziemy do Hostel Phoenix, gdzie mamy zarezerwowany pokój z łazienką za 800 ARS/noc. Pokój jest ciasny, prosty, a łazienka mała, niestety, niezbyt czysta, nie to, co wczorajsze luksusy.
No cóż...
Dziwny ten hostel, dziwna obsługa, sześciu czy siedmiu facetów,  wyglądają, jakby byli najarani. Żadnej kobiety. Widać, że męski hostel :p
















Idziemy szukać wycieczki do Siete Lagos, pytamy u przewoźnika, autobus do San Martin de los Andes kosztuje wprawdzie tylko 320 ARS/os., ale nie zatrzymuje się przy jeziorach. Dla nas ta opcja odpada. Sprawdzamy w kilku biurach, wszystkie oferują wycieczkę całodniową od 8 do 19 za 1350 ARS, nawet gdybyśmy chcieli jechać tylko w jedną stronę. Stamtąd planowaliśmy jechać do Mendozy, ale nie ma takiego połączenia. I okazuje się, że w niedzielę w nocy nie jeżdżą autobusy Bariloche- Mendoza. Wreszcie w jednym z biur pracownica proponuje cenę 1080 ARS/os. przy płatności gotówką. Można płacić w dolarach i kurs jest dobry 1$=20 ARS. Kupujemy więc wycieczkę na jutro, bo pojutrze rano jedziemy do Cerro Campanario, a o 13.30  do Mendozy. Znowu musieliśmy zmienić plany, robiąc różne akrobacje logistyczne. Tak się zdarza. Mamy informacje z przewodnika, coś sobie wymyślamy, a w realu to nie działa i musimy naszą podróż przeorganizować.
Biuro odbiera nas rano o 8, a ponieważ śniadanie jest tu dopiero od 8, prosimy, by było wcześniej, o 7.30.
Płacimy stawkę, podaną nam przez booking, a oni chcą dopłatę do każdego noclegu po 8 dolarów, rzekomo za podatek. Tłumaczymy, że rząd argentyński w 2017 zniósł ten podatek dla obcokrajowców, płacących za noclegi zagraniczną kartą, by przyciągnąć turystów do Argentyny i rozwinąć turystykę. A oni swoje, że mamy zapłacić 16$. Dyskutujemy nie dochodząc do zgody, w końcu wychodzimy na obiad. Ciekawe, co dalej będzie?
Bariloche to urocze miasteczko w stylu szwajcarskim, z drewnianymi budynkami z balkonami obwieszonymi kwiatami. Mnóstwo tu sklepów, głównie z czekoladą (szwajcarską? ;p), aaah jak słodko pachnie ;) I tłumy ludzi.
















Obiad jemy w La Marca, niedaleko naszego hostelu. Restauracja jest droga, ale oferują menu del dia, które oczywiście wybieramy, gdyż tylko to jest na nasza kieszeń ;p Bierzemy gulasz argentyński z kluseczkami i rybę z pieczonymi ziemniakami. Pycha!






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz