poniedziałek, 2 kwietnia 2018

El Calafate, jedziemy do Argentyny, po raz czwarty!

O 8 mamy autobus Zaahij do El Calafate w Argentynie. Zamiast 5 godzin wg przewodnika jedziemy sześć. Formalności na granicy po stronie chilijskiej przebiegają sprawnie, natomiast po stronie argentyńskiej trwają długo; razem przekroczenie granicy zabiera nam półtorej godziny.
Krajobraz pampy, jak zwykle monotonny, żółte łąki i pastwiska, na których gdzieniegdzie pasą się owce. Od czasu do czasu widzimy guanaco i jest ich całkiem sporo.






















































Dojeżdżamy na terminal w El Calafate, a nocleg mamy w hostelu Glaciar Perito Moreno, który jest tuż obok. Tak lubię :) Hostel jest nowy, ładny i czysty, pokój z dużym łóżkiem i łóżkiem piętrowym. I przestronna, ładna łazienka.  Podoba mi się :) Nocleg kosztuje 612 ARS. Tylko piszą, że nie można robić prania, za pranie grozi grzywna ;p















Zostawiamy plecaki i idziemy na terminal zasięgnąć informacji na temat wycieczki na lodowiec Perito Moreno i dalszej podróży do El Chalten. Coś już wiemy, mamy pewną koncepcję, ale jeszcze musimy to wszystko sobie przemyśleć.
Idziemy do miasta, trochę spacerujemy, sprawdzamy opcje kolacyjne, szukamy kantoru. Miasteczko jest ciche i spokojne, większość przechodniów to turyści.




















Obiad zjadamy w Wanaco, gdzie zamawiamy hamburguesy z guanaco (ale nie z tego, co widzieliśmy po drodze :p) z papas bravas, porcja 145 ARS. Smaczne, najadam się. Mięso smakuje inaczej niż każde inne i jest dobre.
















Wymieniamy 200$ na 4.000 ARS. Na terminalu kupujemy bilety na lodowiec na jutro de ida y vuelta oraz na autobus do El Chalten na wieczór, wszystko za 2170 ARS.
Poznajemy dwie Polki, mamę i córkę i rozmawiamy z  na temat naszych podróży. Córka Asia podróżuje po Ameryce Południowej od listopada, a mama Wioleta przyleciała do niej na 3 tygodnie i teraz razem zwiedzają.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz